18 sierpnia Zbigniew Ziobro wystąpił na konferencji prasowej, na którą zaproszono m.in. radnych gminy Tuchów, ogłaszającej się strefą wolną od „ideologii LGBT”. Przemówienie brzmiało groźnie, świadcząc o tym, że są w Polsce potężne siły, które naprawdę pragną wyprowadzić kraj z Unii Europejskiej. Słowa, jakimi posługiwał się Ziobro, są na gruncie dyplomatycznym bez precedensu. Oskarżył unijną komisarz ds. równości Helenę Dalli, reagującą na homofobiczne deklaracje polskich samorządów i zapowiadającą sankcje w postaci nieprzyznawania im środków przeznaczonych na współpracę miast partnerskich, o „prześladowania ideologiczne”, „napaść” i „stosowanie szykan”. To wypowiedź z rodzaju tych, które w starych dobrych czasach nazywano „niesłychanymi”, w dodatku wygłoszona na terenie ministerstwa, a nie np. w studiu telewizyjnym.
Zapłacimy za brutalność Ziobry
Obraźliwe i agresywne sformułowania polskiego ministra wobec partnera w Komisji Europejskiej oznaczają atak słowny na dygnitarza reprezentującego 26 pozostałych państw wspólnoty. Skoro coś takiego w ogóle ma miejsce, to najwyraźniej znajdujemy się już de facto poza przestrzenią cywilizowanych stosunków z UE. Komisja zapewne zmilczy zachowanie Polski (Polski – gdyż wysokie stanowisko Ziobry czyni z niego reprezentanta państwa na arenie dyplomatycznej), pokazując w ten sposób, że nie traktuje już naszego kraju jako partnera posiadającego zdolność honorową, czyli godnego, aby wymagać od niego uczciwości, respektu dla prawa i stosownego obejścia zwanego etykietą.