Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Occasus właśnie napada na Polskę. Co robi NATO?

Peter Andrews / Reuters / Forum
Geneza tego konfliktu to fikcja, ale ćwiczenie „Astral Knight” służy odpowiedzi na całkiem realny atak rakietowy z Białorusi i Rosji. Jego rezultaty powinny dać Polsce do myślenia.

„Narastają nastroje separatystyczne. Ludność etnicznie związana z sąsiadami ze Wschodu organizuje Ruch Niepodległości Zachodniego Griseus. Niepodległy kraj sąsiaduje z Polską i współtworzy blok wojskowo-polityczny Occasus z kilkoma potężniejszymi państwami na Wschodzie. Separatyści chcą oddzielenia tych ziem od Polski i ich inkorporacji do swojego bloku. Sytuacja rozwija się dynamicznie, w kilka letnich miesięcy zdobywają broń, ogłaszają secesję i zwracają się o bratnią pomoc. 18 września, dzień po historycznej rocznicy, Polska znowu pada ofiarą napaści ze Wschodu. Zaczynają się bombardowania kluczowych celów”.

Były dowódca wojsk USA w Europie: Rosja jest groźna

Od fikcji do realiów

Tak brzmi w skrócie wyjściowy scenariusz największego i najważniejszego od kilku lat ćwiczenia zintegrowanej obrony powietrznej „Astral Knight”, które wystartowało w ubiegłym tygodniu i właśnie wchodzi w kluczową fazę. Chodzi o obronę zintegrowaną, łączącą rozmaite formy wojny w powietrzu i między powietrzem a ziemią: począwszy od wykrywania bezzałogowców, przez walkę z samolotami przeciwnika, niszczenie jego infrastruktury przeciwlotniczej, a kończąc na – co budzi największe emocje – obronie przed atakami rakietowymi i unieszkodliwianiu wyrzutni na terenie przeciwnika. Wszystko pod czujnym okiem maszyn wczesnego ostrzegania AWACS i satelitów.

„Astral Knight” to ćwiczenie amerykańskie, ale z bezprecedensowym udziałem polskiego wojska. Taki układ umożliwia przetestowanie najtrudniejszego politycznie, ale bardzo realnego scenariusza: reakcji na nieuchronną agresję przed uruchomieniem art. 5 traktatu waszyngtońskiego.

Trzeba też zastrzec, że scenariusz ćwiczenia nie ma żadnego związku z obecną sytuacją na Białorusi, został wypracowany w ostatnich dwóch latach i zakomunikowany polskim sąsiadom. Nie jest jednak wykluczone, że aktywność lotnictwa i wojsk przeciwlotniczych białoruska i rosyjska propaganda wykorzystają jako rzekomy dowód na wrogie intencje NATO. Kiedy w Polsce ćwiczona będzie obrona przed atakiem rakietowym, tuż za Bugiem rosyjskie i białoruskie wojska spadochronowe mają trenować „działania antyterrorystyczne”.

Czytaj też: Bombowce przeleciały nad krajami NATO. USA dały pokaz siły

Rakietowa groźba, amerykańska pomoc

„Siły zbrojne Occasus, szczególnie jednostki wyposażone w pociski balistyczne krótkiego zasięgu i odpalane z ziemi pociski manewrujące, szykują się do agresji na suwerenne terytorium NATO. Siły rakietowe Occasus nie przekroczyły jeszcze granic sojuszu, ale poważnie ograniczają swobodę manewru jego wojsk ze względu na zasięg środków rażenia w głębi jego terytorium. Najbardziej prawdopodobne w ciągu najbliższych 24 godzin jest uderzenie pocisków balistycznych i manewrujących na kluczowe obiekty wojsk polskich i sojuszniczych, mające na celu osłabienie zdolności zwalczania sił separatystycznych. Najgroźniejszym, ale mało prawdopodobnym scenariuszem, grożącym większym konfliktem regionalnym, jest mobilizacja sił lądowych w celu aneksji terytorium Polski” – czytamy w przygotowanym na potrzeby ćwiczenia „Astral Knight” rozkazie operacyjnym. Opisuje on sposób i cel reakcji na wrogie działania. Sam Griseus nie jest mocarstwem, ale ma spore siły rakietowe, zdolne do zadania nam poważnych strat. Natomiast Occasus to regionalna potęga, której Polska samodzielnie się nie przeciwstawi.

Wsparcie sojusznicze nadchodzi, gdy kryzys narasta – w ostatniej chwili. Zgodnie ze scenariuszem 14 września do Polski i krajów bałtyckich trafia grupa zadaniowa, która ma pomóc ustabilizować sytuację, odstraszyć agresję, a w razie ataku pomóc go odeprzeć. Zgrupowanie bojowe, jeśli chodzi o zasoby lotnicze, tworzą samoloty taktyczne F-16, wysłane w rejon potencjalnego konfliktu, samoloty przewagi powietrznej F-15C działające z Wielkiej Brytanii, a nawet bombowce B-52 startujące wprost z terytorium USA.

Kluczowe są skierowana do nas z Niemiec bateria systemu antyrakietowego Patriot z rakietami PAC-3, krążące nad krajem samoloty wczesnego ostrzegania AWACS E-3 Sentry czy satelity wypatrujące termicznych oznak odpalenia rakiet.

W tym miejscu fikcyjny scenariusz wsparcia Polski w zwalczaniu nieistniejącego separatyzmu zderza się z realiami geostrategii. W sytuacji kryzysowej, eskalującej w kierunku konfliktu zbrojnego, Polska i państwa bałtyckie mogą stać się celami dla rosyjskich czy białoruskich rakiet (kraje łączy ścisła wojskowa unia) i na taki scenariusz trzeba się przygotować. Do czasu wyposażenia Polski we własne systemy antyrakietowe nie ma innego wyboru niż sojusznicze wsparcie, a tak naprawdę będzie ono zawsze potrzebne. Obrona antyrakietowa ze swej kosztownej i skomplikowanej natury jest mniej liczna niż liczba zagrażających rakiet i nie chroni wszystkich potencjalnych celów: ważnych obiektów infrastruktury, przemysłu, wojska czy metropolii z milionami mieszkańców.

Czytaj też: Amerykanie inwestują w bomby i nowe pociski

Przygotowania do salwy

„Na terenie Griseus zmobilizowano i przemieszczono pod granicę z Polską dwie brygady rakietowe – pozycje ogniowe zajmą w 10–16 godzin. Przechwycona komunikacja sztabu armii wskazuje, że wyznaczono pięć celów do uderzenia, obie brygady mają zużyć cały zapas pocisków w ciągu 24 godzin. Uruchomiono wsparcie logistyczne. Dodatkowa amunicja ma pozwolić na trzy doby ostrzału” – Amerykanie tak kreślą scenariusz grożącego Polsce zmasowanego bombardowania, które nadchodzi w odwecie po tym, jak sojusznicze lotnictwo odparło atak nieprzyjaciela z powietrza i poważnie osłabiło jego obronę przeciwlotniczą.

Nie była to łatwa walka. W symulowanym starciu Polska traci dwa F-16 – jeden zostaje zestrzelony, drugi ma awarię silnika, pilot musi się katapultować. Poszukiwanie, podjęcie i ewakuacja pilotów to też element ćwiczenia „Astral Knight”. Polakom pomagają samoloty F-16 przebazowane z Niemiec do Łasku – słynne „Dzikie Łasice”, eskadra wyspecjalizowana w poszukiwaniu, wskazywaniu i niszczeniu środków obrony powietrznej przeciwnika (faktycznie jest w Polsce od sierpnia, ćwiczy w ramach kolejnej rotacji tzw. „Aviation Detachment”).

Co ciekawe, część polskich maszyn F-16 i Su-22 odgrywa w ćwiczeniu rolę agresorów, imitując taktykę sił powietrznych naszych wschodnich sąsiadów. Wyszkolenie i taktyka NATO robią swoje, lotnictwu sojuszniczemu udaje się wygrać bitwę powietrzną. Nadchodzi jednak poważniejsze zagrożenie.

Czytaj też: Co dalej z Białorusią? Co zrobi Polska, co reszta świata?

Rozszerzanie parasola

„Aktywność bezzałogowców zauważona nad bazą lotniczą w Łasku wskazuje na nieuchronne uderzenie rakiet balistycznych krótkiego zasięgu w ciągu najbliższych 12 godzin” – a więc sytuacja właśnie się skomplikowała. Do tej pory na podstawie doniesień wywiadu sojusz obstawił obroną przeciwlotniczą spodziewane cele uderzenia: Warszawę, Gdańsk, lotnisko w Szymanach. Scenariusz ćwiczenia „Astral Knight” zawiera jednak nieprzewidziane zwroty akcji, normalne w czasie wojny. Atak na bazę w Łasku nie jest zresztą całkowitą niespodzianką, bazuje tam w końcu część sojuszniczych samolotów, a w przyszłości – w świecie realnym – mogą stacjonować także amerykańskie bezzałogowce. To jeden z oczywistych celów dla rakiet Rosji.

Tylko że obrońcy mają ograniczone zasoby. Zarządzanie obroną tak, by oszczędzać pociski przechwytujące, to jedno z zadań. Odpalenie PAC-3 to nie tylko kilka milionów dolarów puszczonych bezpowrotnie w powietrze, to też uszczuplenie arsenału. Strzelać trzeba z głową, a nie na wiwat. Wszystko pod presją czasu, emocji, odpowiedzialności – żołnierze to ludzie, nie roboty, choć w obronie powietrznej to akurat elektroniczne mózgi „trafiają” za ludzi. Rolą dowódców jest planowanie operacji i decyzja o użyciu uzbrojenia. W obliczu zagrożenia bateria patriotów rozmieszczona w Szymanach na Mazurach musi wziąć pod swój parasol również Łask w środku Polski.

Czytaj też: Trump uderza w Niemcy, NATO i Polskę. Prysły iluzje o forcie

Piekło na ziemi

Symulowane piekło rozpętuje się nieuchronnie i trwa już, gdy Państwo czytają ten artykuł. Na Warszawę pierwsza salwa pocisków spada w poniedziałek punktualnie o godz. 10, druga sześć minut później. Ćwiczenie zakłada bardzo realistyczny wariant użycia jednocześnie pocisków balistycznych i manewrujących w tzw. ataku saturacyjnym – mylącym obrońców i komplikującym ich plany. Nie chodzi tylko o liczbę nadlatujących rakiet, choć ta w przypadku salwy całej brygady 12 wyrzutni po dwie rakiety na każdej może być przytłaczająca (a Rosjanie mają powiększać brygady rakietowe do 16 wyrzutni). Chodzi przede wszystkim o to, że pocisk balistyczny spada zawsze ze znacznej wysokości, a pocisk manewrujący może przylecieć z boku, w zasadzie z dowolnego kierunku, w dodatku pokonując ostatni odcinek na małej wysokości.

Obrona antyrakietowa „patrzy” w górę, obrona przed pociskami manewrującymi musi „patrzeć” dookoła i mieć pod radarowym okiem duży obszar – stąd np. wzięła się polska koncepcja połączonych systemów Wisła i Narew. Wiadomo bowiem, że rosyjskie Iskandery wyposażone są w oba rodzaje amunicji, balistyczną i manewrującą, ta druga ma przy tym większy zasięg, co pozwala w bardziej skomplikowany sposób zaprogramować trasę dolotu. Takie saturacyjne salwy docierają w odstępie kilku godzin do lotniska w Szymanach, centrum obrony antyrakietowej, do bazy lotniczej w Łasku. Uderzenia rakietowe trwają kilka dni, obrońcy zmagają się z utratą łączności i zasilania, zestrzeliwane są samoloty, dochodzi do próby sforsowania tzw. przesmyku suwalskiego. W tym czasie nie próżnuje lotnictwo, które wyszukuje i unieszkodliwia wrogie wyrzutnie przy użyciu precyzyjnego uzbrojenia. Zawieszenie broni zostaje ogłoszone w piątek w południe. Scenariusz „Astral Knight” to tabele gęsto wypełnione zdarzeniami o dramatycznych skutkach, gdyby nastąpiły w rzeczywistości. Na szczęście to tylko ćwiczenia.

Czytaj też: Mike Pompeo w Warszawie. Jak oceniać umowę z USA?

Ważny wniosek: sieciocentryczność

Wnioski będą jednak niezwykle ważne. Scenariusz nie przesądza bowiem, kto wygrał fikcyjne starcie, a ocena wyników zapewne nie będzie tak dostępna i jawna jak założenia. Może rezultaty nie będą wcale tak ładne jak publikowane do tej pory na oficjalnych kanałach obrazki samolotów w powietrzu i patriotów na pozycjach. Skuteczna obrona wymaga bowiem czegoś, co w obecnych warunkach jest skrajnie trudne – stworzenia sieci wymiany danych między polskimi i amerykańskimi systemami, działającej bezbłędnie, błyskawicznie, z backupem i możliwością awaryjnego obejścia, gdy np. przeciwnik zniszczy ważny jej węzeł.

Ideałem przyszłości jest sieciocentryczność, którą ma zapewnić Polsce zintegrowana obrona powietrzna w systemach Wisła i Narew. Ale na razie jej nie ma. Wystawione do współdziałania z Amerykanami samoloty mogą się z nimi komunikować poprzez standardowe łącza NATO Link 16, ale już w przypadku wyrzutni rakiet Newa jest to możliwe tylko pośrednio – przez polski system dowodzenia SAMOC, który z kolei łączy się z lotniczym systemem Dunaj.

To namiastka sieciocentryczności, ale nic lepszego nie mamy. Czy sprawdzi się pod presją saturacyjnego ataku rosyjskich rakiet? Ile baterii patriotów trzeba, by obronić najcenniejsze punkty na mapie kraju? Czy stare wyrzutnie Newa są w stanie zestrzelić pociski manewrujące? Jak wykorzystać w takim pojedynku samoloty F-16 i jaką przewagę dadzą wpięte w jeden cyfrowy system F-35? Odpowiedź na te pytania, spodziewana po „Astral Knight”, powinna dać do myślenia decydentom zwlekającym od ponad dwóch lat z dokończeniem i rozbudową systemu obrony powietrznej.

Czytaj też: Co dalej z polityką obronną? Duda sprawił sobie „kłopot”

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną