To tak jakby do policji przyjmować kiboli (albo neofaszystowskie bojówki), a chorych pod respiratorami powierzyć opiece znachorów. Nie tylko skończyłoby się to tragicznie dla oddanych im dóbr i osób, katastrofalne byłyby także skutki społeczne takich decyzji.
Niemiecki właściciel stanie na przeszkodzie?
Tak też będzie, jeśli Verlagsgruppe Passau, czyli właściciel Polska Press, największego w kraju wydawcy gazet regionalnych, zdecyduje się na sprzedaż swych 20 polskich tytułów prasowych Orlenowi. Pomijając ironię losu towarzyszącą transakcji dokonywanej między niemiecką firmą a kontrolowanym przez antyniemiecki PiS koncern, oddanie gazet w takie ręce oznaczałoby z pewnością koniec ich niezależności i przekształcenie w tuby emitujące wulgarną, prorządową propagandę.
Niewykluczone, że – jak to propisowskie media mają w zwyczaju – także wymierzoną w Niemców. Ale nie o to chodzi, że – jak stwierdził kiedyś Lenin – kapitaliści gotowi są sprzedać nawet sznur, na którym zostaną powieszeni. Gorzej, że niemieccy właściciele Polski Press biorą na siebie odpowiedzialność za destrukcję tego, co w ich rodzimym kraju jest świętością, czyli wolnych i pluralistycznych mediów. Dlaczego o tym piszę? Nie łudźmy się, tylko oni mogą zdecydować o tym, że pisowski plan „repolonizacji” zaliczy falstart. Na społeczne protesty czy szeroką falę oburzenia nie ma co liczyć. Znieczulone społeczeństwo przekroczenie i tej granicy przyjmie z obojętnością. Dlatego te nieliczne grupy, którym na wolnych mediach w Polsce nadal zależy, powinny apelować do rodziny Diekmannów, czyli właścicieli Verlagsgruppe Passau, by zaniechała tej wstydliwej transakcji.
Czytaj też: