Zatrudnieni w centrali Narodowego Banku Polskiego przy ul. Świętokrzyskiej w Warszawie niepokoją się, bo prezes Adam Glapiński mimo ogromnego wzrostu liczby zachorowań na covid-19 woli, żeby byli na miejscu. Nie widzi potrzeby zdalnej pracy.
– Sytuacja pandemiczna jest dramatyczna. Premier Morawiecki apeluje do pracodawców, żeby organizowali zdalną pracę, a prezes NBP jest jej bardzo niechętny – opowiada jeden z pracowników. – W banku mówi się, że takie ma podejście, po prostu nie ufa, że w domu będziemy się przykładać do obowiązków. To oburzające, że prezes instytucji, w której tak ważne jest zaufanie, nie ma go do swoich pracowników, a przez to naraża nas i nasze rodziny.
Nie ma pisma z sanepidu, nie ma premii
Co jakiś czas prezes wysyła do wszystkich zatrudnionych maile, najczęściej wieczorem. Podpisuje się w nich jako szef sztabu kryzysowego. Pracownicy traktują te wiadomości jak wezwania dyscyplinujące. Kolejne, po długim czasie milczenia, przyszło 6 października. Jak zauważa Glapiński, „najwięcej zakażeń w kraju odnotowuje się w Warszawie”, a to dlatego, że „mieszkańcy w wyjątkowo dużym stopniu nie przestrzegają, niestety, zasad bezpieczeństwa”. Ostrzega ponadto: „Proszę pamiętać, że utrzymanie odpowiedniej dyscypliny i praca na miejscu wskazują na to, że praca wszystkich pracowników banku jest potrzebna i pomoże w utrzymaniu bez zmian dotychczasowego zatrudnienia”.