Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Narodowcy w asyście policji. Odradzają się stare demony

Funkcjonariusze przed kościołem św. Aleksandra w Warszawie, 26 października 2020 r. Funkcjonariusze przed kościołem św. Aleksandra w Warszawie, 26 października 2020 r. Jędrzej Nowicki / Agencja Gazeta
Strażnicy Marszu Niepodległości nagle i niepostrzeżenie stali się sokistami. Stworzyli bowiem SOK, ale nie chronią wagonów kolejowych. Służba ochrony kościołów – to ich nowe powołanie.

Dla porządku: Straż Marszu Niepodległości to nacjonaliści dowodzeni przez Roberta Bąkiewicza, skupieni w stowarzyszeniu Roty Niepodległości. Bąkiewicz od lat buduje swoją pozycję w środowiskach radykalnej prawicy. Był szefem ONR, a teraz – jak sam siebie przedstawia – jest prezesem stowarzyszenia „Marsz Niepodległości” oraz Rot Marszu Niepodległości i redaktorem naczelnym „Mediów Narodowych”. W ostatnich wyborach samorządowych bez powodzenia kandydował na prezydenta Pruszkowa – dostał niecałe 4,5 proc głosów.

Bąkiewicz nazywa uczestników protestów przeciwko orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego (tego spod znaku Julii Przyłębskiej) lewackimi barbarzyńcami i lewacką hołotą. Używając jego języka, można określić członków kierowanej przez Bąkiewicza formacji mianem prawackiej czarnej sotni. Z takimi właśnie ludźmi zawarł swój sojusz Kościół katolicki, co jako żywo przypomina bliskie relacje polskiego Kościoła z faszystowskim Obozem Narodowo-Radykalnym w latach 30. XX w. Ludzie Bąkiewicza dostali zadanie ochrony świątyń katolickich przed lewakami. Ich dodatkowym uprawnieniem jest prawo do selekcji, kto zasługuje, aby go wpuścić do kościoła, a kto jest lewakiem z zakazem wstępu.

Policja tu tylko asystuje

W ostatnią niedzielę przy wejściu do kościoła św. Krzyża na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie czuwał osobiście Robert Bąkiewicz i jego sotnia.

Reklama