Powołanie w ubiegłym roku rządowego Funduszu Inicjatyw Lokalnych samorządowcy przyjęli z pewnym uznaniem – pojawiła się szansa na dodatkowe pieniądze dla lokalnych budżetów nadwerężonych m.in. przez kryzys wywołany covid-19. Entuzjazm był umiarkowany, bo wszyscy pamiętali zarówno ostrzeżenia, jak i obietnice z samorządowej kampanii 2018 r. Komunikat był jednoznaczny – opłaca się zagłosować właściwie, czyli na kandydatów partii władzy.
Kampania przyniosła niewielki skutek, jeśli porównać zaangażowane środki do efektów. PiS zdobył władzę w gminach, w których mieszka 9 proc. mieszkańców Polski, nawet w swym podkarpackim mateczniku kontroluje gminy z niespełna jedną trzecią ludności regionu. W kraju partia ma w rękach zaledwie kilka miast prezydenckich i żadnej metropolii. Profesorowie Paweł Swianiewicz i Jarosław Flis w analizie przygotowanej dla Fundacji im. Stefana Batorego sprawdzili, że PiS swoje obietnice i ostrzeżenia potraktował jednak poważnie i zrealizował je, dzieląc 4,35 mld z drugiej transzy Funduszu Inwestycji Lokalnych.
Podkast „Polityki”: Jaka będzie przyszłość samorządów?
Jak rząd podzielił wsparcie
Z analizy wynika, że gminy kierowane przez samorządowców związanych z PiS otrzymały 28 proc. wszystkich dotacji, mimo że, jak wspomniałem, mieszka w nich zaledwie 9 proc. Polek i Polaków. Do samorządów, którymi kierują włodarze z partii należących dziś do opozycyjnego „bloku senackiego” – mieszka w nich 32 proc.