Stało się to, co było do przewidzenia. Ale zanim się stało, byliśmy świadkami naprawdę wyjątkowego widowiska. Otóż senatorowie opozycji, traktując kandydata z pełną powagą, zadawali mu pytania dotyczące jego wizji pełnienia urzędu RPO i jego poglądów w rozmaitych sprawach należących do kompetencji rzecznika. I bynajmniej nie było tak, jak należałoby się spodziewać: że zaprezentował poglądy konserwatywne, zachowawcze czy może pokazujące jakieś szczególne rozumienie praw i wolności człowieka. Okazuje się, że pan kandydat poglądów nie ma. A ściślej: ma takie, jakie ma rząd. A że nie zawsze jest pewien, jakie rząd ma poglądy, to zasłania się tajemnicą.
Czytaj też: RPO. Dlaczego to dla PiS taki niemożliwy wybór?
Tajemniczy kandydat Wawrzyk
Najbardziej konkretna była jego odpowiedź na pytanie o to, dlaczego głosował przeciwko zwiększeniu budżetu RPO na przyszły rok. Odparł, że jesteśmy w „szczególnym czasie w związku z pandemią” i pieniądze powinny pójść do przedsiębiorców (OK, chociaż tego się chyba tak po prostu przerzucić w budżecie nie da). Czy zaskarżyłby do Trybunału Konstytucyjnego to, że działalność przedsiębiorców ograniczono w pandemii rozporządzeniem, skoro sądy orzekają, że to sprzeczne z konstytucją? Okazało się, że według Piotra Wawrzyka rząd bardzo dobrze przedsiębiorcom pomaga. Dopytywany jednak, czy zaskarży, stwierdził, że nie może mieć na ten temat opinii, bo pracuje w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, a MSZ się zaskarżaniem do Trybunału nie zajmuje.