Dokładnie obejrzałem materiał Piotra Świerczka dla TVN24 poświęcony kontrolerom lotu pracującym w trybie jednoosobowym i ryzyku z tym związanym. Nie zgadzam się z jego wydźwiękiem. Co prawda byłem pilotem wojskowym, ale swego czasu pełniłem obowiązki tzw. kierownika lotu, który w praktyce robi to samo co cywilny kontroler wieżowy: kieruje ruchem i wydaje polecenia załodze. W wojsku nadzoruje też pracę nawigatora strefy bliższej (odpowiednik cywilnego kontrolera zbliżania) i nawigatora naprowadzania (odpowiednik cywilnego kontrolera obszaru). Postaram się wyjaśnić te wszystkie zawiłości.
Czytaj też: Planespotting. Polowanie na samoloty
Kiedy samoloty się nie widzą
To bardzo trudny, odpowiedzialny zawód. Niewielu ludzi nadaje się do tej roboty, bo wymaga maksymalnej koncentracji, wyobraźni przestrzennej, zdecydowania i pewności siebie podpartej kompetencjami. Organizacja przestrzeni powietrznej i zasady poruszania się w niej są o wiele bardziej skomplikowane niż zasady ruchu drogowego. Kierowcy jeżdżą w reżimie VFR – z widzialnością. Widzą inne pojazdy i unikają kolizji. Samoloty czy śmigłowce latają tak tylko poza strefami kontrolowanymi (piloci sami muszą zauważyć inny nadlatujący samolot, a osiągają prędkość przekraczającą 200 km/h).
W strefach kontrolowanych lata się zwykle w tzw. reżimie IFR, czyli niczego na zewnątrz się nie widzi. Załoga wykonuje polecenia kontrolera ruchu, który patrzy na ekran radaru i stara się trzymać wszystkie obiekty z dala od siebie.