Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Walka o Rzeszów. Ostatnia prosta przed wyborami

Plakaty wyborcze na ulicach Rzeszowa Plakaty wyborcze na ulicach Rzeszowa Maciej Goclon/ Fotonews / Forum
Rzeszów nigdy nie był tak oblegany i ważny, a wszystko za sprawą przedterminowych wyborów prezydenckich. W blokach startowych stoją dwaj posłowie, z których jeden jest wiceministrem, obecna wojewoda i „swój” człowiek, czyli samorządowiec. Kraj czeka z nadzieją na wyniki.

W Rzeszowie hasło „Ostatnia prosta” odnosi się nie tyle do sytuacji szczepionkowej, ile rzeczywistości przedwyborczej: to faktycznie ostatnia prosta kampanii. Trwa nielitościwie długo, bo termin pierwszej tury został przesunięty z 9 maja na 13 czerwca, oficjalnie z powodu zagrożenia epidemiologicznego, ale niewykluczone, że ze względu na słabe notowania kandydatów popieranych przez obóz rządzący. Epidemii lekceważyć nie wolno, a Rzeszów szczepił się na potęgę. Ostatecznie udało się pożenić piękne i nadobne.

Ferenc poparł Warchoła

Kampania ruszyła 10 lutego po niespodziewanej rezygnacji Tadeusza Ferenca, który niepodzielnie rządził Rzeszowem przez 18 lat. Ferenc zrezygnował ze względu na stan zdrowia, po przechorowaniu covid-19, choć jak zwykle plotkom nie było końca... Głównie z powodu ewentualnego następcy, którego poparł całym autorytetem, nieustającą obecnością w przestrzeni realnej i wirtualnej. Był nim wiceminister sprawiedliwości, poseł z Podkarpacia Marcin Warchoł.

Odchodzący prezydent znany jest ze zmienności uczuć i poglądów, był już lewicowcem, zwolennikiem Platformy, innym razem nie mógł zdecydować, czy przedkłada Rzeszów nad Wiejską, czy odwrotnie.

Ale ziobrysta to coś nowego. Aż trudno było uwierzyć, że Ferenc sprowadzi na miasto kataklizm. Poparł Warchoła już w kampanii do parlamentu, co przełożyło się na 28,5 tys. głosów i dało wygraną ostatniemu na liście PiS kandydatowi. Jednak teraz to nie kaprys, to przekazanie schedy. Miał zadziałać ten sam, wypróbowany mechanizm.

Reklama