O tym, że szczepionki są bezpieczne także dla młodszych pacjentów, mówiło się już na początku roku, a producenci prowadzili badania kliniczne. Uruchomienie programu dla 12–15-latków było więc kwestią czasu.
Czytaj też: Szczepienia przyspieszają, ale nie wśród seniorów
Druga fala zaczęła się w szkołach
Pierwsza w tej sztafecie była Ameryka. Agencja Żywności i Leków (FDA) już na początku maja wydała rekomendację do szczepienia osób powyżej 12. roku życia. Chociaż mowa o grupie, która teoretycznie jest najmniej narażona na trudny przebieg choroby, to cel był jasny: trzeba zaszczepić jak najwięcej dzieci przed nowym rokiem szkolnym.
O tym, że szkoły mogą być cichymi ogniskami koronawirusa, przekonaliśmy się jesienią, gdy do Polski dotarła druga fala zakażeń. Pierwszy skok zachorowań odnotowano mniej więcej trzy tygodnie po otwarciu szkół, później rosły lawinowo. Większość dzieci mających kontakt z koronawirusem przechodzi covid-19 bezobjawowo. Przekazują jednak wirusa nie tylko sobie nawzajem, ale też rodzicom czy dziadkom. Lekarze, z którym rozmawialiśmy, w sprawie szczepienia nastolatków (a nawet młodszych dzieci) są zgodni: jeśli tego nie zrobimy, problem epidemii będzie wracać.
Czytaj też: Jak przekonać nieprzekonanych?
Szczepienia młodych. Skąd opory?
Dr Paweł Grzesiowski, ekspert ds.