Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Szczepienia przyspieszają, ale nie wśród seniorów

Powszechny punkt szczepień w krakowskiej Tauron Arenie Powszechny punkt szczepień w krakowskiej Tauron Arenie Jakub Porzycki / Agencja Gazeta
Polska awansowała w rankingu szczepień. Z danych Europejskiego Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób wynika, że pełną dawkę szczepionki przyjęło 16 proc. Polaków. Niestety, wciąż mamy problemy z najstarszymi rocznikami.

Gdyby ogólnopolską akcję szczepień przeciwko covid-19 zrecenzować tylko na podstawie wypowiedzi rządzących, byłoby to niekończące się pasmo sukcesów. Propaganda ujawnia się choćby w nazwie zainaugurowanego przez rząd programu „Ostatnia prosta”, która sugeruje, że do odporności stadnej pozostał nam zaledwie jeden krok. Polska rzeczywiście szczepi szybciej niż jeszcze do niedawna, ale akcja wciąż napotyka trudności. Jednym z głównych problemów jest to, że wyjątkowo niechętnie szczepią się seniorzy.

Czytaj też: Jak przekonać nieprzekonanych?

Dlaczego niektórzy szczepią szybciej?

Najlepiej w Europie radzi sobie Malta. Na korzyść tego śródziemnomorskiego kraju wpływa fakt, że jest małą wyspą. Łatwo więc zorganizować tam punkty szczepień i akcję informacyjną. Malta to także pierwszy kraj w UE, który otworzył szczepienia dla wszystkich, nie zważając na skierowanie i wiek. Wyspiarze chcą zdążyć przed wakacjami. Z jednej strony – podobnie jak Izrael – będą przyciągać turystów, chwaląc się, że nie da się tam zakazić, a z drugiej ochronią własnych obywateli, gdyby turyści przynieśli chorobę ze sobą.

Dobrze radzą sobie też Węgry, które nie chciały solidaryzować się z innymi krajami Europy i kupowały preparaty od Rosjan i Chińczyków. Skutki tej decyzji są na razie nieznane, bo mowa o szczepionkach, które nie przeszły odpowiednich badań laboratoryjnych.

Polskę najlepiej porównywać do świetnie radzących sobie w tej kwestii Danii i Litwy. Ta pierwsza zamyka podium szczepień w UE, a sukces zawdzięcza szybkiej reakcji na wiadomości o rzadkich przypadkach zakrzepicy u pacjentów, którym podawano szczepionkę firmy AstraZeneca. Tamtejszy rząd założył, że takie plotki będą hamować akcję i zniechęcać zwłaszcza najstarszych. Dlatego zrezygnował z brytyjskiego preparatu i produkowanej przez Amerykanów szczepionki Johnson & Johnson. Z kolei Litwini pozostawili szczepienia w rękach samorządów, które lepiej znają teren i dobrze radzą sobie z organizacją lokalnych punktów.

W Polsce monopol na sukces ma rząd. Przy całym chaosie organizacyjnym związanym chociażby z majówkową akcją szczepień, przesuwaniem terminów i niedoborami szczepionki Johnson & Johnson trzeba przyznać, że uruchomienie masowych punktów przyniosło efekty. Gdyby brać pod uwagę wyłącznie dane z zeszłego tygodnia, okazałoby się, że mamy niemal takie tempo szczepień jak europejska czołówka (dziesiąta lokata w UE). Dziś wybór szczepionki i przyspieszenie terminu nie stanowi już problemu, kilka miesięcy temu było to nie do pomyślenia.

Czytaj też: ABC. Jak się przygotować do szczepienia?

Szczepienia w Polsce wyhamują?

Nim jednak wzniesiemy toast za pokonanie epidemii nad Wisłą, warto przyjrzeć się bolączkom, z jakimi boryka się akcja szczepień. Kolejki przed punktami i codzienne doniesienia o dziesiątkach tysięcy zaszczepionych mogą podnosić na duchu, ale pamiętajmy, że aktualnie kłują się ci, którzy naprawdę tego chcieli. Z opublikowanego 16 maja sondażu Ipsos dla OKO.press wynika, że 43 proc. Polaków nie jest przekonanych co do tego, czy szczepionka jest bezpieczna, a 32 proc. uważa, że akcja to sposób koncernów farmaceutycznych na wysoki zarobek.

Z kolei sondaż IBRiS z połowy kwietnia pokazywał, że 40 proc. Polaków w ogóle nie chce się szczepić. Ta liczba będzie pewnie maleć, gdy „oswoimy” się ze szczepionką, a kolejne osoby w naszym otoczeniu będą opowiadać o udanym, szybkim kłuciu i braku powikłań. Jednak nawet jeśli zaszczepi się 70 proc. Polaków, może to nie być dość dużo do wytworzenia odporności zbiorowej w społeczeństwie.

W rozmowie z „Polityką” ekspert ds. covid-19 Naczelnej Rady Lekarskiej dr Paweł Grzesiowski nie zostawia złudzeń: – Musimy dążyć do odporności na poziomie co najmniej 85 proc., tak jak przy śwince. Możemy doliczyć ozdrowieńców, ale nie wiemy, na jak długo wystarczy im przeciwciał. Lekarze przestrzegają, że jeśli zaszczepi się mniej osób, to co kilka lat czeka nas „epidemia wyrównawcza”, rozwijająca się w skupiskach niezaszczepionych (np. w szkołach), a wirus znajdzie podglebie do tworzenia nowych mutacji.

Podkast „Polityki”: Dr Grzesiowski o wyścigu z czasem

Seniorzy nie chcą się szczepić?

Inny problem wychodzi na jaw, gdy przyjrzymy się grupom demograficznym, które niechętnie się szczepią. Prym wiodą tu seniorzy i najmłodsi Polacy. W tym drugim przypadku można mówić o poczuciu braku zagrożenia. Co jednak z emerytami, którzy są najbardziej narażeni na szkodliwe działanie covid-19? Obecnie zaszczepionych pierwszą dawką jest zaledwie 58 proc. pacjentów po 80. roku życia i 74 proc. po 70. To za mało, żeby się uchronić przed kolejnymi zgonami.

Seniorzy to nie jest jednorodna grupa. Bez szczegółowych badań środowiskowych nie poznamy motywacji tych ludzi. Spodziewałbym się, że w grupie 60 plus są ludzie wykluczeni dojazdowo i internetowo. Jakiś postęp mógłby nastąpić, gdyby mieli asystę techniczną. O to powinna się zatroszczyć opieka społeczna wraz z samorządami – mówi dr Grzesiowski.

Taka asysta to standard w krajach skandynawskich. Przychodnie wydzwaniają do starszych pacjentów do skutku, a jeśli ci nie są w stanie przyjechać na zabieg, to samorząd zapewnia transport. I to przynosi skutek. Zaszczepiono już 95 proc. Norwegów, którzy ukończyli 65. rok życia.

Z dojazdami do punktów szczepień może być problem, bo transport publiczny poza dużymi ośrodkami jest w jeszcze gorszym stanie niż przed pandemią. Wielu prywatnych przewoźników, którzy niegdyś weszli w miejsca po PKS, splajtowało lub radykalnie ograniczyło liczbę połączeń. – Woziłem powietrze, więc nie było sensu kontynuować. Teraz wróciłem na trasę, ale mam połowę pasażerów mniej niż przed covidem. U innych przewoźników jest podobnie. Nie opłaca się jeździć częściej niż trzy razy na dobę – mówi właściciel prywatnej firmy spod Łodzi.

Czytaj też: Szczepienia na covid. Kiedy trzecia dawka?

Szczepionkowe busy

Z problemem polityki informacyjnej rząd planuje się zmierzyć. Wygenerowana zostanie lista niezaszczepionych pacjentów powyżej 60. roku życia, a lekarze z najbliższych przychodni będą do nich dzwonić, zachęcając do szczepienia. Ważną rolę mogłaby tu odegrać Konferencja Episkopatu Polski, wysyłając zachęcający list duszpasterski, który proboszczowie musieliby odczytać podczas niedzielnej mszy. Niestety, wszystko, co do tej pory zrobił KEP, to wydanie oświadczenia, w którym stwierdził, że przyjmowanie szczepionek AstraZeneca i Johnson & Johnson jest wątpliwe moralnie.

Pomóc mogłyby też mobilne punkty szczepień, takie jak te rozstawione w miastach w majówkę. Rząd zadecydował, aby w weekendy ustawić po pięć takich punktów w każdym województwie. Tyle że szczepi się tu tylko preparatem firmy Johnson & Johnson, który nie jest rekomendowany dla seniorów.

Wygląda na to, że dopóki nie zadbamy o „szczepionkowe busy”, które mogłyby zabierać najstarszych do punktów szczepień, dopóty seniorzy wciąż będą narażeni na zakażenie groźnym dla nich koronawirusem.

Czytaj też: Dlaczego po szczepieniu wciąż można się zakazić?

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną