Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Covid-19. Podhale i Wschód szczepią się ospale. „Myślą, że są jak Giewont”

Zakopane, stolica polskich Tatr, do której za chwilę przyjadą tysiące turystów. Zakopane, stolica polskich Tatr, do której za chwilę przyjadą tysiące turystów. Jakub Perlikowski Fotografia / Facebook
Wariant delta się szerzy, co każe pytać, czy w Polsce jesteśmy przygotowani na czwartą falę koronawirusa. W pełni zaszczepionych jest ponad 30 proc. obywateli, ale nie we wszystkich regionach równie chętnie podwijamy rękaw do zastrzyku. Dlaczego?

Garść statystyk udostępnianych przez rząd w ramach projektu „Szczepimy się” nie pozostawia złudzeń. Najchętniej – poza liderką rankingu podwarszawską Podkową Leśną – szczepią się duże miasta. W pierwszej dziesiątce gmin znajdziemy Warszawę, Wrocław i Trójmiasto. Wszędzie tam obie dawki preparatu przyjęło już niemal 50 proc. populacji. Żeby znaleźć gminy, które szczepić się nie chcą, trzeba poklikać trochę więcej, sprawdzając, jak wyglądają szczepienia w poszczególnych województwach. Najgorzej idzie na wsi, szczególnie na południowym wschodzie Polski.

Czytaj też: Wątpliwości wokół odporności stadnej

Covid i szczepienia. Dlaczego Duda nie przekonuje

Jakie są tego powody? Socjologowie, z którymi rozmawialiśmy, wymieniają: gorszą mobilność, mniejszą liczbę punktów szczepień, większy rezon plotek o powikłaniach, a także – choć tu już niechętnie – mniejszą świadomość zagrożenia covid-19. Odpowiadam, że to niemożliwe po roku pandemii, gdy niemal każdy zna kogoś, kto zmarł z powodu koronawirusa. I słyszę, że wciąż są miejsca w Polsce, gdzie wiele złych wydarzeń zrzuca się na karb pecha lub ślepego losu.

O nałożeniu mapy szczepień na ostatnie mapy wyborcze moi rozmówcy nie chcą słyszeć. Na mój chłopski rozum nakładają się niemal idealnie: tam, gdzie większe poparcie miał PiS lub Andrzej Duda, mniejsza jest dziś gotowość do podwijania rękawa. Nie zgadza się politolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego dr Jarosław Flis: – Na taki obraz mogą wpływać dziesiątki zależności, choćby to, że częściej szczepią się osoby z wyższym wykształceniem. Być może gdzieś w Polsce moglibyśmy znaleźć wyborców z niższym wykształceniem, którzy głosowali na PO i dziś nie chcą się szczepić. Innym powodem może być niechęć do władzy jako takiej i wszystkiego, co pochodzi z zewnątrz. To, co narzucone przez rząd – tak jak podatki – często jest traktowane jako źródło utrapienia. Być może tak jest też w przypadku szczepień.

Razem patrzymy na mapy i dwie sąsiadujące gminy. Pierwsza to Nowa Sarzyna, drugi jest Leżajsk (Podkarpacie). W tej pierwszej Duda zdobył 85 proc. głosów w drugiej turze, a zaszczepiło się tam w pełni 19 proc. mieszkańców. W Leżajsku prezydent miał głosów mniej („tylko” 65 proc.) i obecnie zaszczepionych jest 31 proc. Taka proporcjonalność względem zeszłorocznych wyborów utrzymuje się w całej Polsce, ale Flis jest nieprzekonany: – W społecznościach wiejskich nowe normy potrzebują więcej czasu, żeby się zakorzenić.

Na pytanie o dziwną zbieżność między mapą wyborczą a mapą szczepień śmiechem reaguje były minister zdrowia, poseł PiS Łukasz Szumowski: – Najwięcej ludzi umiera w łóżkach. Czy chce pan z tego wysnuć wniosek, że łóżka są niebezpieczne? Polityk dodaje, że wieś zmaga się głównie z problemami logistycznymi, i oczywiście kilkakrotnie powtarza, że należy się szczepić niezależnie od kiełkujących w głowach wątpliwości. Jeśli jednak to infrastruktura i rozproszenie gospodarstw odpowiada za słabe efekty akcji na wsiach, to dlaczego w najmniej ludnym zachodniopomorskim akcja przebiega lepiej niż na południowo-wschodnim krańcu Polski? I przede wszystkim: co stoi na przeszkodzie, żeby prezydent, który w zeszłym roku przejechał kraj wzdłuż i wszerz, ponownie odwiedził gminy, w których miał rekordowe poparcie, i namawiał do szczepień? Choćby w Godziszowie na Lubelszczyźnie, gdzie otrzymał 95 proc. głosów – tam w pełni zaszczepiło się nieco ponad 25 proc. mieszkańców.

Czytaj też: Wariant delta się szerzy, Brytania ma plan, Europa patrzy

Covid-19. Turyści się boją, Kościół milczy

Inne wnioski wysnuwa Przemysław Owczarek, etnolog i autor pracy doktorskiej o duchowości mieszkańców Podhala. – Mówiąc wprost: prawdziwych górali z Podhala interesuje świat od szczytów Tatr do Nowego Targu, dalej w ich odczuciu rządzi „żydokomuna”. Sami o sobie mówią, że są ludem jurnym, twardym i hardym. Żadne choroby nie są im straszne. To efekt mitu górala, który żyje najbliżej natury. Ten mit stworzyli w XIX w. Polacy, a później górale sami w niego uwierzyli. Wierzą, że są jak Giewont, którego żaden piorun nie obali. No i mają sanktuarium na Krzeptówkach, dzięki któremu są najbliżej Boga – tłumaczy.

Wyszczepialność na Podhalu to duży problem, bo mowa o rejonie turystycznym. Tysiące mieszkańców z całej Polski przyjedzie tego lata w Tatry, gdzie z tego powodu zagrożenie deltą będzie większe. Receptą znów mogłyby się okazać autorytety, tym razem nie polityczne, a kościelne.

Do tej pory głos Kościoła ograniczył się do komunikatu Konferencji Episkopatu Polski z 14 grudnia, w którym mogliśmy przeczytać, że szczepienie to „akt miłości bliźniego”. Próżno jednak szukać deklaracji czy nagrań ze szczepienia abp. Marka Jędraszewskiego czy kard. Stanisława Dziwisza. Podobnie jak w wypadku Jarosława Kaczyńskiego uznano, że chodzi o wydarzenie „bardzo prywatne”, którym nie należy dzielić się z opinią publiczną. Być może gdyby punkty szczepień zostały uruchomione w kościołach, wielu wierzących pozbyłoby się wątpliwości. Takie miejsca powstają m.in. w Ameryce Południowej, trochę z powodu problemów logistycznych, a trochę jako zabieg socjotechniczny. Podobno dają dobre efekty.

Czytaj też: Szczepionki mRNA skuteczne przy indyjskim wariancie

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną