Zaczyna się oczywiście od hipokryzji. Tę wytykano Kukizowi od dawna – jako lubiany wokalista z kręgu sceny jarocińskiej, współautor kontrkulturowego hymnu „Skóra” grupy Aya RL czy obrazoburczego „ZChN zbliża się” zespołu Piersi („Ksiądz proboszcz już się zbliża...”) zaczął się pokazywać w towarzystwie polityków formacji, którą niegdyś wyśmiewał w tytule piosenki. Marka Jurka zaprosił na listy wyborcze Kukiz ′15. A Ryszard Czarnecki – obecnie europarlamentarzysta PiS – już w czerwcu prorokował: „Płakać po Gowinie nie będziemy, pojawili się Adam Bielan i Paweł Kukiz, którzy będą chcieli mieć wpływ na rządzenie”.
Te słowa sprawdziły się podczas ostatniego głosowania nad ograniczającą swobodę medialną ustawą lex TVN. Kukiz, wspólnie z dwoma innymi posłami swojego ugrupowania, najpierw głosował za odroczeniem obrad, a później, w nieoczekiwanym zwrocie akcji, podczas tzw. reasumpcji zagłosował przeciwko odroczeniu, torując drogę dla projektu Prawa i Sprawiedliwości. Choć właściwie przykładem hipokryzji było dla niego już samo wejście do polityki – wielokrotnie wytykano Kukizowi tekst „Virusa SLD” Piersi: „Jak ja was, k..., nienawidzę”, kierowany do osób dziś mijanych w Sejmie.
Czytaj też: Kukiz i Kaczyński, czyli początek okresu Wielkiego Ścibolenia