Obóz rządzący chwieje się i musi łatać swoją „śmieciową” większość aktami jawnej politycznej korupcji. Dopuszcza się też, jak w przypadku lex TVN, działań, które negują reguły cywilizowanej politycznej gry – niedemokratyczna jest zarówno ustawa, jak i sposób jej przeprowadzenia. Wydaje się, że ostatnie zasłony opadły i teraz linia podziału pomiędzy zachodnimi standardami ustrojowymi a wschodnim modelem proponowanym przez Kaczyńskiego powinna być wyjątkowo widoczna. Ale wciąż nie ma pewności, że opozycja wykorzysta tę degrengoladę i wygra z PiS.
Wymieńmy dziesięć powodów, chyba najistotniejszych, które nadal nie pozwalają antyPiSowi rozwinąć skrzydeł. Z tymi wtłoczonymi przez obóz władzy przekonaniami zmierzy się Donald Tusk i inni politycy demokratycznej strony.
1.
PiS może popełnia błędy, ale w sumie jest normalną demokratyczną partią, trwa po prostu ostry spór polityczny i prawny. To niesamowite, jak Kaczyńskiemu udało się utrzymać tę łatkę „normalności” mimo tylu ustrojowych ekscesów. Publicysta Piotr Zaremba napisał niedawno: „Żyjemy w nieporządnej, populistycznej, nie zawsze szanującej prawa różnych grup społecznych i środowisk, ale jednak demokracji. Nie jest prawdą, że w państwie demokratycznym praworządność jest czymś zagwarantowanym automatycznie”. Wydaje się, że Zaremba będzie się kiedyś wstydził tych słów, zwłaszcza tezy, że demokracja nie wymaga praworządności i można w jej ramach nie szanować praw mniejszości. Ale to szersze zjawisko: trudność w zdefiniowaniu systemu władzy PiS, czemu uległa także część opozycji. Ta niejasność pomaga Kaczyńskiemu; ustrojowa hybryda, jaką stworzył, utrudnia jej rozpoznanie nie tylko wyborcom, ale komentatorom i ekspertom.