Nie w tej postaci, bo mur na lata, a może i na zawsze, podzieli dwa bliskie sobie narody. Bo w Polsce słowo „mur” wywołuje najgorsze skojarzenia – z murem warszawskiego getta, z żelazną kurtyną, z zaporami i zasiekami, które stanęły na ulicach miast w stanie wojennym. Bo z racji historycznych Polska nie powinna inwestować w tego typu przedsięwzięcia.
Czytaj też: W Usnarzu bez zmian. Czyli beznadziejnie
Gigantyczna kwota 1,6 mld zł
Jak napisał na Twitterze włoski historyk Valerio de Cesaris, rektor uniwersytetu dla cudzoziemców w Perugii: „budujmy mosty, nie mury”. Oczywiście profesor miał na myśli zaporę na granicy grecko-tureckiej, na którą niektórzy w naszym kraju lubią się powoływać, ale jego słowa nawet lepiej odnoszą się do obecnej sytuacji w Polsce – w końcu relacje Greków i Turków od wieków są napięte. Jeśli więc na razie nie możemy wznosić mostów, to przynajmniej nie budujmy muru.
Trudno oczywiście polemizować z tymi, których zdrowy rozsądek nie opuścił, a którzy uważają, że zapora jest konieczna, by przynajmniej znacząco ograniczyć napływ imigracji z Bliskiego Wschodu. Ale czy naprawdę potrzebna jest taka kilkumetrowej wysokości, być może z podziemną barierą chroniącą przed podkopem? I to na odcinku ok. 200 km? Co więcej, za gigantyczną kwotę 1,6 mld zł, której nie mogą się doczekać m.in. protestujący od wielu dni medycy czy umierająca polska psychiatria? Można mieć poważne wątpliwości.
Bez jakiejkolwiek kontroli
Kolejne wątpliwości budzi tryb realizacji.