Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Nauka

Dzień Zdrowia Psychicznego. Upomnijmy się o wyklętych

Rocznie w poradniach psychiatrycznych leczy się z powodu różnych trudności psychicznych ok. 650 tys. osób. Rocznie w poradniach psychiatrycznych leczy się z powodu różnych trudności psychicznych ok. 650 tys. osób. Wokandapix / Pixabay
10 października jest Światowym Dniem Zdrowia Psychicznego, więc w tym roku wypada on w niedzielę. Ale w Polsce tyle osób i instytucji czuje się zwolnionych z dbania o wspólny dobrostan psychiczny, jakby codziennie był to dzień odpoczynku – od wsparcia udzielanego chorym i walki ze stereotypami.

Pomysłodawcą Światowego Dnia Zdrowia Psychicznego był Richard Hunter, zastępca sekretarza generalnego Światowej Federacji Zdrowia Psychicznego, która od 1992 r. uwypukla w ten sposób potrzebę przeciwdziałania stygmatyzacji osób cierpiących na choroby psychiczne oraz apeluje o zapewnienie im pomocy na każdym etapie choroby.

Często zżymam się na tego typu okazje, bo niedługo zabraknie dni w kalendarzu, aby upamiętnić każdą chorobę i rozmaite wydarzenia zupełnie niepotrzebnie podnoszące ich rangę (15 października mamy czcić Dzień Dziecka Utraconego, całkiem niedawno był Dzień Bezpiecznej Aborcji, a jeszcze wcześniej Hipercholesterolemii).

Ale w tym wypadku nie przejdę obojętnie obok jeszcze jednej okazji, by przypomnieć wagę solidarności z osobami dotkniętymi zaburzeniami psychicznymi. Ich los w Polsce wcale się nie poprawia, a znaczna część odpowiedzialności za ten stan rzeczy spada na społeczeństwo, które takich chorych odrzuca i nie chce zaakceptować nawet ich najbardziej podstawowych praw.

Czytaj też: Znikające kozetki. Dlaczego psycholog nie pracuje w zawodzie?

Etyczny wymiar psychiatrii

Z prof. Januszem Heitzmanem, obecnie wiceprezesem Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego, a równo dekadę temu szefem tej organizacji, kilkakrotnie przeprowadzałem długie wywiady. Ale stale wracam do jego słów, które padły podczas jednej z naszych rozmów już w 2015 r., kiedy tłumaczył powody niedoinwestowania jego specjalności w Polsce: „Dlaczego gdzie indziej oddziały psychiatryczne pachną jak kardiologia, a u nas najczęściej śmierdzą? Bo tam jest wyższa kultura cywilizacyjna. Natomiast niższa kultura cywilizacyjna pozwala społeczeństwu na pozbawianie ludzi chorych psychicznie godności, więc mogą mieć na 40-łóżkowym oddziale jedną toaletę”.

Obruszą się za to porównanie niektórzy lekarze, wzruszą ramionami dyrektorzy szpitali, zwłaszcza ci, którzy ostatnio sporo zainwestowali w remonty swoich placówek. Ale mamy 2021 r. i trudno wejść na przepełnione oddziały psychiatrii dziecięcej, gdzie na korytarzach już nie tylko trzeba stawiać łóżka, ale szuka się każdego wolnego skrawka podłogi, aby móc położyć na zwykłym materacu nastolatka z myślami samobójczymi.

A zatem lata mijają, w mediach regularnie ukazują się zatrważające reportaże o złych warunkach leczenia, ale dopóki w każdej rodzinie w Polsce nie zdarzy się jakaś tragedia i pojawi pilna potrzeba znalezienia miejsca dla dziecka z zaburzeniami psychicznymi, tolerujemy gehennę innych. Taki pacjent na oddziale psychiatrycznym, niezależnie od wieku, jak uważa wielu, nie musi przecież leczyć się w komforcie – ma upośledzone postrzeganie rzeczywistości, więc i tak nie doceni lepszych warunków, jak – nie przymierzając – chorzy na raka lub dzieci z tradycyjnych pediatrii. Zbyt łatwo dopuszczamy do siebie takie myślenie.

Czytaj też: Choruję całym sobą. Czy to depresja?

Psychoza to nie sensacja, choroba – nie zagrożenie

Rocznie w poradniach psychiatrycznych leczy się z powodu różnych trudności psychicznych ok. 650 tys. osób. Ich szanse życiowe byłyby większe, gdyby mogły liczyć na społeczne zrozumienie, a jeszcze lepiej – życzliwość.

Ba, kto w badaniu sondażowym, sprawdzającym nastawienie do tej grupy chorych, odważy się odpowiedzieć na pytanie ankietera, że nie życzy sobie mieć za sąsiada pacjenta z chorobą dwubiegunową lub nawet lżejszą postacią schizofrenii? Ale ta tolerancja jest jedynie na poziomie deklaratywnym, bo w gruncie rzeczy świadomość przeciętnego Polaka i Polki na temat takich zaburzeń ogranicza się do kilku podstawowych stereotypów: pejoratywnych, stygmatyzujących określeń i tendencji do dystansowania się od tych chorych.

Więc lepiej, żeby poradnie zdrowia psychicznego nie były otwierane w centrach miast. Skoszarowanie w podmiejskich szpitalach molochach? Ach, to takie niehumanitarne i staroświeckie! Ale wara od naszego szpitala powiatowego, by w nieczynnym skrzydle otworzyć niewielki oddział dla takich pacjentów; strach się będzie kłaść na sąsiedniej kardiologii albo nie daj Boże korzystać z porodówki.

Dopóki publiczne zainteresowanie chorobami psychicznymi będzie podszyte sensacją i zagrożeniem, nasze społeczeństwo nie zmieni nastawienia do całej psychiatrii. Media raz po raz dokonują szpagatu – to starają się przełamać społeczną (po chrześcijańsku!) niechęć, opisując życiowe problemy ofiar schizofrenii lub innych zaburzeń, ale zaraz hukną jakimś opisem morderstwa popełnionego przez niezrównoważonego „sąsiada z bloku”, bo taka sensacja wywinduje sprzedaż gazety lub modną klikalność newsa.

I już cała edukacja na nic, bo etykieta choroby znów na długo przylgnie do wszystkich zabójców i gwałcicieli.

Czytaj też: Klątwa schizofrenii w rodzinie Galvinów

Nie „wariat”, nie „czubek”. Głęboki sens tolerancji

Czego więc należałoby życzyć sobie po Dniu Zdrowia Psychicznego? Czy tylko tego, aby z przestrzeni publicznej (i np. reklam) zniknęły epitety „wariat”, „schizofrenik”, „czubek”, sprzyjające narastaniu postaw dyskryminacyjnych wobec faktycznie chorych?

Ileż to razy w debatach polityków słyszę, jak zarzucają sobie wzajemnie „schizofreniczne zachowania”, choć od stawiania diagnoz powinni być lekarze, a tego rodzaju wypowiedzi w programach telewizyjnych lub na sali Sejmu od lat utrwalają negatywny stereotyp chorych na schizofrenię?

Reforma psychiatrii, która rozpoczęła się przed kilku laty, jest i tak spóźniona o całe ćwierćwiecze, bo należało z nią ruszyć zaraz po 1994 r., kiedy uchwalono nową ustawę o ochronie zdrowia psychicznego. Jednym z jej celów miało być upowszechnienie modelu środowiskowego psychiatrii, co teraz próbuje się realizować, tworząc w powiatach centra zdrowia psychicznego. Tylko jak realizować ten plan bez zmiany nastawienia ludzi – w społeczeństwie, któremu brakuje empatii wobec chorych psychicznie, i w kraju, w którym niemożliwy jest powrót na rynek pracy setek osób z takimi problemami (chyba że fakt choroby zostanie ukryty przed pracodawcą lub pracownikiem działu rekrutacji)? A to tylko jeden z życiowych problemów, jakie codziennie ci ludzie mają do pokonania.

Niedziela taka jak dzisiaj może pozwoli im o nich zapomnieć. Ale przecież już jutro zacznie się nowy tydzień, który zapewne nie przyniesie rozwiązania żadnego z ich kłopotów. Chyba że po Światowym Dniu Zdrowia Psychicznego to my, w lepszej kondycji psychicznej i fizycznej, inaczej spojrzymy na osoby słabsze, smutne, samotne; powiemy im nienachalnie, że mogą na nas liczyć, i przestaniemy wytykać palcem lub chować się, gdy będą chciały o coś zapytać. Ten przejaw ludzkiej życzliwości może niektórym złagodzi trudny los. Będzie dowodem, że ustanowienie jednego dnia w roku, w którym w kontaktach z chorymi bezradność zastępujemy tolerancją i szacunkiem, ma głęboki sens.

Czytaj też: Jaka jest granica między normalnością a chorobą psychiczną

Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną