W dniu rekonstrukcji rządu Beata Szydło zamieściła na Twitterze archiwalne zdjęcie z nowym wicepremierem i ministrem rolnictwa Henrykiem Kowalczykiem. Chwilę potem tweet byłej premier, opatrzony ironicznym uśmiechem, wysłał autorowi tego tekstu jeden z pisowskich nieprzyjaciół Mateusza Morawieckiego, jakby upewniając się, że wpis zostanie zauważony. Kowalczyk – szef stałego komitetu Rady Ministrów w rządzie Szydło – uchodzi za człowieka byłej premier, mało kto zaś zalicza go do sympatyków Morawieckiego. Nie wydaje się zatem prawdopodobne, że to premier wymyślił rządowy awans Kowalczyka, dotychczas przewodniczącego sejmowej komisji finansów publicznych. Szydło ewidentnie chciała swoim tweetem trącić tę strunę.
Dziennikarze zaczęli pytać: czy premier się zachwiał? Czy jest przegranym rekonstrukcji? Czy Jarosław Kaczyński wciąż mu ufa? Pytania te są zasadne, ale odpowiedź – jakkolwiek kusząca byłaby efektowna teza o upadku Morawieckiego – nie jest jednoznaczna. Coś się rzeczywiście na linii premier–Nowogrodzka popsuło, ale nawet wrogowie szefa rządu nie uważają, że jego koniec jest bliski. – W polityce nie ścinają ci od razu głowy, zwłaszcza jak jesteś premierem – mówi jeden z ziobrystów. Rozmówca z PiS, bynajmniej nie fan szefa rządu: – Obserwujemy delikatne osłabienie Morawieckiego, na które pozwala prezes, by zadbać o równowagę sił w partii. Ale teza o końcu premiera jest nieprawdziwa. Jak silny – albo jak słaby jest więc dziś Morawiecki?
Pudrowanie rządu
Różne są rekonstrukcje rządu. Czasem stoi za nimi opowieść o reformie centralnej administracji i usprawnieniu państwa; tak tłumaczono zmianę zeszłoroczną, gdy pod hasłem walki z „silosami” zlikwidowano kilka najmniejszych resortów.