Tropem 16 kartek A4 znalezionych w lesie. Jak białoruskie firmy handlują migrantami
Wśród kluczowych postaci, które po białoruskiej stronie zarabiają na przemycie uchodźców, jest 60-letni Majid Al-Qaysi. Biznesmen, konsul honorowy Białorusi w Bagdadzie, piewca Łukaszenki i znajomy ministrów reżimu. Oficjalnie jest współwłaścicielem sieci firm turystycznych – oferuje gościom z Bliskiego Wschodu wypoczynek w stolicy Białorusi i udział w polowaniach. Nieoficjalnie w przedsięwzięciu, którym kieruje, chodzi o przerzut migrantów na Zachód. Zamiast polować ci, których wożą firmy Al-Qaysiego, płacą przemytnikom ciężkie pieniądze za nielegalne przekroczenie granicy. Rzekome usługi turystyczne to przykrywka dla przemytu ludzi do Polski i dalej na Zachód.
W ramach śledztwa Frontstory.pl poznaliśmy schemat przepływu pieniędzy w tym biznesie – tak by mogły trafić z kieszeni migrantów na konta białoruskich państwowych przedsiębiorstw. Udało nam się dotrzeć do ofiar Al-Qaysiego.
Czytaj też: Kryzys na granicy to ostatnie ostrzeżenie dla Polski
Biegnijcie do auta
Ta historia zaczyna się w Polsce, niedaleko granicy z Białorusią. W ostatnich dniach października, na leśnym trakcie Puszczy Białowieskiej, lokalny przyrodnik znajduje plik dokumentów. Kartki leżą 100 m od drogi prowadzącej z Białowieży do Hajnówki. Na trasie panuje spory ruch, codziennie podjeżdżają tu auta przemytników. Umówieni kurierzy zabierają z lasu migrantów, którym udało się przekroczyć nielegalnie granicę, omijając patrole wojska i policji. Przerzucają ich dalej – do Niemiec.
Polska policja dobrze wie, co się dzieje, obserwuje drogę, dlatego migranci kryją się w lesie.