Została przedstawiona podstawa programowa dla nowego przedmiotu pod nazwą Historia i Teraźniejszość (HiT). Minister Czarnek straszył nim od dawna, miał się on przyczynić do wzmożenia patriotyzmu młodych Polaków i przyjęcia wiedzy o najnowszej historii ojczyzny, bo o ojczyźnie w podstawie programowej mówi się wiele.
PiS ma swoją politykę historyczną, propaguje ją, wykłada pieniądze, zakłada nowe muzea, a stare stara się przemodelować, próbuje ingerować w dzieła sztuki i spektakle. Jest to czasami karykaturalne, a na pewno natrętne i dokuczliwe. Można mieć do tego dystans i robić swoje, ale takiej postawy nie mogą przyjąć maturzyści, bo po prostu znajdują się w swoistym stanie przymusu i obowiązku. Jasne, uczniowie i nauczyciele mogą stworzyć jakiś świat alternatywny, zastępczy; tak się przecież wielokrotnie działo w historii Polski. Niemniej szkoła została wykorzystana do propagowania obowiązującej politycznie propagandy.
Szczerbiak: Uczniowie murem za mundurem? „Znakomita lekcja patriotyzmu”
HiT. Nie ma Wałęsy, jest Smoleńsk
Co jest w tej podstawie (którą przygotowali ludzie związani z PiS) charakterystycznego, niepokojącego i tendencyjnego? Jeśli oddzielić mętną, ale patetyczną mowę trawę oraz treści nadto oczywiste, w konkretnych ujęciach i zapowiedziach dostrzec można, co następuje. Nowe podziały historyczne, tak zastosowane, by zasłonić pewne fakty, zjawiska i nazwiska, a wydobyć na plan pierwszy inne. Jest stan wojenny i Jaruzelski, ale nie ma 1980 r. i Wałęsy. Pomińmy, że w dekadzie lat 70. nie ma nic o 1976 r., o Komitecie Obrony Robotników. Rok 1989 został zastąpiony przez 1991 – jako niby bardziej przełomowy we współczesnej historii Polski, bo wolne wybory, bo rząd Jana Olszewskiego. Ten rok otworzył jakoby epokę postkomunizmu zakończoną w 2005 r. aferą Rywina i pierwszą odsłoną IV RP, co ma się rozumieć i jest jasne. Jakoś słabnie znaczenie choćby przystąpienia Polski do Unii Europejskiej (2004).
Narracja ma być prowadzona do 2015 r. i tu się urywać, gdyż tak zadekretował minister Czarnek. Ponoć za krótka perspektywa. Ze szczególnym wyodrębnieniem katastrofy z 10 kwietnia 2010 r. jako „największej tragedii w powojennej historii Polski”. Straszenie uczniów współczesnymi ideami i zarazami (typu „polityczna poprawność”, wielokulturowość, nowe definicje praw człowieka, rodziny i małżeństwa) ma zastąpić najwyraźniej jakąkolwiek analizę i namysł nad dzisiejszą polityką i bezprawiem, nad populizmem i naruszeniami, wręcz demontowaniem demokracji liberalnej.
Czytaj też: Ile w rządach PiS jest podobieństwa do czasów PRL
Jan Paweł II, Kościół i do domu
Jest kilka kultów rozpisanych na cały okres powojenny. Wyszyński i Jan Paweł II, martyrologia Kościoła i jego fundamentalny wpływ na historię współczesną Polski. Jest kult tzw. żołnierzy wyklętych, rozpisany na nazwiska i pomniki, izby pamięci. Zalecana jest wycieczka np. do Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL w Warszawie. Jest w końcu swoisty kult Instytutu Pamięci Narodowej, szkoły mają sięgać po jego dorobek.
Całość utrzymana jest w tonacji arbitralnej, nie widać miejsca na jakąkolwiek – chciałoby się właśnie celowo dopowiedzieć – wielokulturowość. Na niuanse i na konfrontację konkurencyjnych stanowisk i interpretacji. Jest siłowe narzucanie jedynie słusznej prawdy, do tego całkowicie pozbawionej wrażliwości na kulturę. Gdzie i w jaki sposób uczeń ma się dowiedzieć choćby o polskiej szkole filmowej czy o szkole polskiego plakatu. I tak dalej, i tak dalej. Coś tam ma się dowiedzieć o „kulturze masowej”, i do domu. Albo lepiej do wskazanego muzeum.
Mieć trzeba nadzieję, że jak zawsze uczniowie swoje będą wiedzieć i tego hiciora nie kupią.
Czytaj też: „Labolatoria przyszłości”. Dziurawy program Czarnka