Francuski wytwórca śmigłowców otrzymał od polskiego rządu zadośćuczynienie za jednostronne zerwanie rozmów o zakupie 50 caracali. Ugoda zawarta po pięciu latach oznacza, że PiS przyznaje się do błędu i chce udobruchać Francję.
Czytaj też: Hasłowa modernizacja wojska
Caracale i szok Francuzów
Oficjalny komunikat Airbusa jest lakoniczny. Mówi o pozytywnym i definitywnym zamknięciu sporu o caracale i poufnej ugodzie. Polski rząd i francuska firma wyrażają w nim nadzieję na wspólne budowanie przemysłu śmigłowcowego – z uwzględnieniem utworzonego w Łodzi centrum badawczego – oraz wspominają o „przyszłym zapotrzebowaniu Polski w zakresie dostaw śmigłowców”. W liczącym ledwie kilka linijek tekście nie pada żadna kwota.
Maciej Miłosz w „Dzienniku Gazecie Prawnej” napisał w poniedziałek, w oparciu o polskie źródła, że chodzi o 80 mln zł, czyli mniej więcej 20 mln euro. To zapewne ułamek sumy, której dochodził Airbus – nieoficjalnie ze źródła zbliżonego do firmy usłyszałem, że to może połowa oryginalnych roszczeń. Z drugiej strony dla koncernu to „czysty zysk”, pieniądze dodatkowe i nieplanowane. Jeśli przyjąć, że marża Airbusa na dostawach wynosi 7–10 proc., na ugodzie z Polską „zarobił” tyle co na sprzedaży kilku caracali. Nie dostarczając ani jednego.
Sprawa ciągnie się ponad pięć lat. 4 października 2016 r., niemal rok po przejęciu władzy przez PiS i MON przez Antoniego Macierewicza, przedstawiciel Airbusa Mickael Peru przyjechał do Warszawy – jak myślał – na kolejną rundę negocjacji offsetowych prowadzonych w resorcie gospodarki. Wysoki rangą przedstawiciel Airbus Helicopters ciągle wierzył, że po parafowaniu w 2015 r. historycznego zamówienia na 50 sztuk różnych typów śmigłowców opartych na wspólnej konstrukcji, mimo niechęci wyrażanej przez polityków PiS, uda się zawrzeć porozumienie offsetowe i ostatecznie kontrakt podpisać. Niestety, gdy Peru wszedł do gmachu przy pl. Trzech Krzyży, z rąk ówczesnego wiceministra Radosława Domagalskiego-Łabędzkiego otrzymał pismo stwierdzające brak możliwości porozumienia i zakończenie negocjacji.
Czytaj też: Black Hawki bez przetargu. Co jeszcze ukrywa MON?
Obietnice Macierewicza to skarbnica memów
Po stronie francuskiej nastąpił szok, padły słowa o niepoważnym traktowaniu partnerów. Jak miało się okazać, sprawa caracali na długie lata podważyła zaufanie Paryża do Warszawy nie tylko w dziedzinie zamówień obronnych. Po stronie polskiej nikt się nie martwił. Przeciwnie, nastąpił festiwal entuzjastycznych obietnic Macierewicza o tym, jakie i ile kupi śmigłowców – lepiej, szybciej i taniej. Dziś to skarbnica memów i dowód całkowitego braku wiarygodności nie tylko byłego ministra, ale i ciągle urzędującego rządu.
Flota śmigłowcowa należy do najstarszych wojskowych sprzętów na wyposażeniu naszej armii, są w niej nawet 50-letnie latające zabytki. Zakupy w transzach po cztery sztuki śmigłowców morskich czy dla sił specjalnych nie zmieniają zasadniczo statystyk, nawet jeśli od ministra obrony przy każdej okazji słyszymy, jakim są przełomem.
Czytaj też: Śmigłowcowe fiasko PiS
Pardon. Zapłacimy
Francja i Airbus nie poprzestały na słownym oburzeniu. Firma poszła do sądu, domagając się odszkodowania za wydatki poniesione na rzecz niezrealizowanego kontraktu. O co chodziło? Narzucone przez Polskę i przyjęte przez Airbusa terminy dostaw były niezwykle krótkie, pierwsze maszyny miały być dostarczone za nieco ponad rok. Na dostawcy wymuszało to uruchomienie produkcji jeszcze przed formalnym podpisaniem zamówienia i ostatecznym uzgodnieniem offsetu.
Od niektórych wojskowych uczestniczących w procesie zamówienia można było usłyszeć, że w fabryce Airbusa w Marignane pod Marsylią stały kadłuby śmigłowców z naklejkami „polski kontrakt”. Francja traktowała zamówienie bardzo poważnie, był to nie tylko jeden z największych zakupów na horyzoncie francuskiego potentata, ale część większego pakietu strategicznej współpracy z Polską, który wykuwał się w latach poprzedzających polityczną zmianę i został po niej odrzucony. W skład tego pakietu wchodziły jeszcze pociski przeciwlotnicze do systemu Narew, okręty podwodne i nawodne, satelity, wielozadaniowe samoloty transportowo-tankujące. Macierewicz próbował potem sugerować, że wraz z ekspansją Francuzów sprzedany miałby im być polski przemysł obronny. Zapewniał w Sejmie, że Polska żadnym piątym filarem Airbusa nie będzie, a decyzjami faktycznymi wyeliminował Francuzów praktycznie z rynku zamówień obronnych. Airbus też z czasem stracił ochotę na walenie głową w mur, zamknął marketingowe biuro w Warszawie i skupił się na walce z rządem o odszkodowanie.
Sprawa była poufna i niewiele docierało przecieków. Według jednego z nich prokuratoria generalna – reprezentująca w sądzie skarb państwa – usłyszała sugestię, że lepiej dogadać się z Francuzami bez wyroku, zawrzeć ugodę pozasądową. Nie wiadomo, czy stała za tym kwestia jakości materiału mającego obalić roszczenia Airbusa, czy raczej wola polubownego zażegnania sporu. Wyraźnego przyspieszenia temat ugody nabrał w ostatnim roku, mimo ograniczeń związanych z pandemią. Zbiegło się to w czasie z francuską ofertą budowy w Polsce elektrowni atomowej i innymi symptomami ocieplenia relacji z Paryżem, których kulminacją była niedawna wizyta prezydenta Andrzeja Dudy u Emmanuela Macrona.
Nie oznacza to jeszcze, że Polska i Francja mówią jednym głosem – obszarów różnicy poglądów i otwartego sporu jest nadal bardzo dużo. Ale przynajmniej obie stolice starają się łagodzić kontrowersje. Zadawniona sprawa śmigłowców była jedną z tych, które dało się rozwiązać względnie niewielkim kosztem. Po co Warszawie przychylność lub przynajmniej mniejsza niechęć Paryża?
Czytaj też: W sprawie śmigłowców polski rząd pogrąża się coraz bardziej
Na czym PiS-owi teraz zależy
Najważniejsze są kwestie unijne. Skonfliktowana z całym Zachodem Warszawa desperacko szuka nie tyle sojuszników – tych dla antyeuropejskiej polityki PiS można znaleźć tylko na skrajnych marginesach spektrum partyjnego – ile możliwości zawierania doraźnych porozumień. Czy mogą dotyczyć najważniejszej, strategicznej sprawy, czyli praworządności i związanych z nią funduszy dla Polski? Wątpliwe. W tej sprawie PiS musiałby wszystkich przekonać, że wraca do poszanowania konstytucji i traktatów.
Ale na stole są inne kwestie, jak polityka energetyczno-klimatyczna, w której Polsce i Francji zależy na tym, by Unia uznała energię jądrową za ekologiczną (wbrew poglądowi Niemiec). Kuszenie Francji wizją budowy elektrowni atomowej w Polsce i próba naprawy zszarganego wizerunku ma w tej konkretnej sprawie umożliwić doraźny sojusz. Niewykluczone, że Polska zacznie na nowo wykorzystywać Francję jako równowagę dla Amerykanów w kwestiach zbrojeniowych. Elementem zbliżenia była przecież wizyta w Warszawie francuskiej minister Florence Parly.
Francja szuka w Europie chętnych do umiędzynarodowienia operacji kontrterrorystycznej Barkhane w afrykańskim Sahelu. Deal miał polegać na tym, że Warszawa wyśle tam żołnierzy, a Paryż zgodzi się na szybkie przyznanie Polsce statusu kraju ramowego Eurokorpusu, dowództwa w Strasburgu mogącego dowodzić misjami NATO i UE. Mimo niechęci Macierewicza i jego zapowiedzi opuszczenia tej struktury Polska od stycznia do Eurokorpusu wraca, i to od razu ze 120 oficerami. Warszawie bardzo zależy też na udziale w niemiecko-francuskim projekcie czołgu nowej generacji, nie pogardziłaby poza tym możliwością wejścia do konsorcjum pracującego nad samolotami szóstej generacji FCAS.
Wreszcie w perspektywie najbliższych lat będzie musiało dojść do zamówienia większej liczby śmigłowców, jeśli Polska nie chce doprowadzić do całkowitej degradacji zdolności aeromobilnych wojska. Mimo że obecny układ sił i interesów sugeruje zamówienie maszyn bez przetargu, od producentów posiadających już w Polsce fabryki (Lockheed Martin-PZL Mielec i Leonardo-PZL Świdnik), to dopuszczenie trzeciego gracza może mieć swoje plusy. Zwłaszcza że ten gracz nie myśli o wyprowadzce z Polski. Przeciwnie, oprócz warszawskiej fabryki na Okęciu, która wytwarza elementy do samolotów transportowych CASA i je serwisuje, w Łodzi prężnie działa biuro badawczo-rozwojowe zatrudniające niemal setkę inżynierów. Ośrodek uczestniczy w najbardziej zaawansowanych projektach Airbusa, nie tylko w budowie tradycyjnych śmigłowców. Niedługo ma przejąć wielką halę w Strykowie, gdzie będzie testować latające taksówki.
Wiceszef MON: Francuzi uczyli się od nas jeść widelcem
To wszystko obciąża MON
Ugoda z Airbusem sprawia, że największy nierozliczony rachunek po odwołanym kontrakcie obciąża polski MON. Chodzi o szkodę, jaką ta decyzja wyrządziła w postrzeganiu zamówień obronnych.
Zamówienie latami starannie przygotowywane przez wojskowych, rozpisane w szczegółach przez partnerów przemysłowych, oprzyrządowane niespotykanej skali ofertą offsetową – zostało anulowane na podstawie wizji politycznej PiS i uprzedzeń Macierewicza. Później nastąpiły inne podobne decyzje: wstrzymanie zakupu nowych, a później używanych okrętów podwodnych, zamówienie systemu artylerii rakietowej Homar z amerykańskiej półki zamiast z udziałem polskiego przemysłu, powierzenie nieprzygotowanej do tego PGZ budowy bezzałogowców zamiast ich zakupu od doświadczonego producenta. Polityka pod rządami PiS całkowicie zdominowała obronność, mimo że w wielu przypadkach oznaczało to wzrost kosztów i utratę zdolności. Za to jednak ugody nikt nie podpisze, odszkodowania nikt nie wypłaci. Ten rachunek trzeba rozliczyć inaczej.