Do najwyższej od dwóch dekad inflacji, do epidemii koronawirusa, którą Polska przechodzi dużo ciężej niż państwa Europy Zachodniej, do kompromitujących maili osób z otoczenia premiera doszedł chaos związany z wejściem w życie Polskiego Ładu. Rządzący po wielu dniach niezdarnych piruetów przyznali wreszcie, że służby korzystały z Pegasusa (izraelski system pozwalający inwigilować telefony).
Sam wicepremier ds. bezpieczeństwa Jarosław Kaczyński powiedział w wywiadzie dla tygodnika „Sieci”, że takie narzędzia są w dzisiejszych czasach niezbędne, a to, że przed wyborami w 2019 r. podsłuchiwany był szef kampanii Koalicji Obywatelskiej i syn prezydenta Inowrocławia Krzysztof Brejza, nie miało z tymi wyborami nic wspólnego; po prostu Brejza „pojawia się w sprawie inowrocławskiej w poważnym kontekście, jest tam podejrzenie poważnych przestępstw”, a używanie „narzędzi inwigilacji” było pod kontrolą sądu i prokuratury.
Warto nadmienić, że obecny senator Brejza do tej pory nie został o nic oskarżony, a ataki na jego telefon – jeśli wierzyć kanadyjskiej firmie Citizen Lab, która sprawę badała – ustały tuż po wyborach 2019 r.
Ładne zaatakowanie
Sprawa Pegasusa znakomicie ilustruje techniki, jakie PiS stosuje, by zminimalizować potencjalne szkody. Technika pierwsza to zaprzeczanie. Nie ma afery, tylko fake news z podejrzanych źródeł. W rozsyłanych do posłów PiS z Centrum Informacyjnego Rządu przekazach dnia czytamy: „Wobec rewelacji i sensacyjnych tytułów z »Gazety Wyborczej« należy zachować wstrzemięźliwość. To gazeta, która kilka tygodni temu pomyliła ministra nauki Przemysława Czarnka z Leszkiem Czarneckim. Zero wiarygodności”.
Technika druga to wyśmiewanie. Kaczyński ironicznie zalecał używanie starych modeli telefonu – takich jak on – a wicerzecznik prasowy PiS Radosław Fogiel dopytywał, czy w całej sprawie nie chodzi aby o antyczną konsolę do gier Pegasus.