Izba Dyscyplinarna w Sądzie Najwyższym może się już nie ograniczać. Właśnie wygasło zarządzenie tymczasowe pierwszej prezes SN Małgorzaty Manowskiej wprowadzające częściowe ograniczenie rozpoznawania przez nią nowych spraw: o tym, którą się zająć, miał decydować prezes Izby Dyscyplinarnej Tomasz Przesławski.
Czytaj też: Taktyka Macrona. Czy będzie grillował rząd PiS?
Ziobro to raczej wymówka
Prezes Przesławski był liberalny. Polityczne sprawy – dotyczące np. sędziów zawieszanych przez prezesów za uchylanie orzeczeń neosędziów jako wydanych przez nienależycie obsadzony sąd (z powołaniem na orzeczenia TSUE, Trybunału Praw Człowieka i trzech połączonych Izb SN) – były rozpatrywane, a ich immunitety zawieszane. Dotyczy to już Macieja Ferka, Piotra Gąciarka, Macieja Rutkowskiego i Krzysztofa Chmielewskiego.
Zarządzenie prezes Manowskiej miało być protezą wykonania orzeczenia TSUE z kwietnia zeszłego roku, które zawiesiło działalność Izby Dyscyplinarnej wobec sędziów do czasu osądzenia skargi Komisji Europejskiej. Manowska zaapelowała do rządzących o nowelizację prawa. Nie posłuchała jej część sędziów Izby Dyscyplinarnej – i dalej sądzili sędziów. Nie posłuchała władza – do dziś nie zrobiła nic. Choć ze strony Unii płynęły sygnały, że wystarczyłoby zlikwidować Izbę Dyscyplinarną – co tak naprawdę dla poprawy praworządności nie miałoby znaczenia, bo dyscyplinarne prześladowania sędziów można kontynuować za pomocą innego, równie posłusznego władzy organu. PiS (z Solidarną Polską w tandemie) nie zdobył się nawet na ten symboliczny gest.
Przypomnijmy, że najpierw Zbigniew Ziobro doprowadził do orzeczenia Trybunału Julii Przyłębskiej o sprzeczności z konstytucją orzeczeń tymczasowych TSUE dotyczących wymiaru sprawiedliwości.