Jarosław Kaczyński w niedzielę wieczorem mówił o „zamachu, zbrodni” w Smoleńsku. Wcześniej w Polskim Radiu powiedział: „Nie mamy żadnej wątpliwości, że to był zamach”, i dodał: „pierwszy raz po zapoznaniu się z różnymi dokumentami mam wyjaśnienie całości”. Z kolei w „Gazecie Polskiej” stwierdził, że „raport podkomisji kierowanej przez Antoniego Macierewicza udziela odpowiedzi na kluczowe pytania. Światowa opinia publiczna musi się z jego ustaleniami zmierzyć”. Były szef MON zapisał we wspomnianym dokumencie, że w tu-154 doszło do dwóch wybuchów – i to zanim samolot przeleciał nad brzozą.
Tak się składa, że materiały związane z katastrofą 10 kwietnia 2010 r. znam dobrze. Za sprawą zmarłego Ludwika Dorna zostałem powołany jako specjalista do sejmowej podkomisji ds. szkolenia lotniczego po katastrofie samolotu CASA w 2008 r. z dowódcami wojsk lotniczych na pokładzie. Pracował w niej też m.in. poseł PO Cezary Tomczyk, wiceminister obrony Czesław Mroczek, sam Ludwik Dorn, a z ramienia PiS Dariusz Seliga.
Już w trakcie tych prac doszło do katastrofy tu-154M w Smoleńsku, a w komisji badającej tę tragedię ze strony polskiej znalazło się trzech moich kolegów, w tym dwóch latających niegdyś ze mną na Su-22. Dziś mogę powiedzieć, że moja wiedza wykracza poza tę dostępną medialnie.
Czytaj też: Miliony na bezsensowną komisję smoleńską wciąż płyną z budżetu
Rzetelnie zbadana katastrofa
Znam zapisy wszystkich czterech urządzeń rejestrujących parametry lotu.