JULIUSZ ĆWIELUCH: – Polski Ład w kontekście architektury to brzmi jak żart.
JAKUB WACŁAWEK: – Mnie to nie śmieszy. Raczej męczy, zwłaszcza na Mazowszu. Ale przywykłem. Robię swoje.
Ja właśnie w tej sprawie. Bo robi pan nie tylko swoje, ale i rządowe. W ramach Polskiego Ładu będę mógł sobie za darmo ściągnąć projekt domku 70 m kw. i postawić go bez pozwolenia i nadzoru budowalnego.
Z tym robieniem rządowego proszę się nie rozpędzać. A co do domków 70-metrowych, to długo zastanawialiśmy się z moim zawodowym partnerem Grzegorzem Stiasnym, czy brać udział w tym konkursie. I jak już pan wie, podjęliśmy decyzję na tak.
I to mimo że Izba Architektów rekomendowała, żeby jednak nie brać w nim udziału.
Izba miała głównie zastrzeżenia zawodowe i zwracała uwagę, że konkurs uderzy finansowo w architektów działających poza większymi miastami, co moim zdaniem nie jest do końca trafionym argumentem. Mnie i Grzegorzowi bliższy jest SARP, czyli Stowarzyszenie Architektów Polskich, w którym Grzegorz jest wiceprezesem do spraw twórczości. SARP nie wydawał żadnej rekomendacji, co pośrednio potraktowaliśmy jako zielone światło. Ale to w sumie środowiskowe sprawy. Czy to w ogóle interesuje czytelników?
Testujemy to ponad 65 lat i wychodzi nam, że czytelników POLITYKI interesuje wszystko, co interesujące. A mnie interesuje, dlaczego taka uznana pracownia architektoniczna jak ARÉ projektuje swój pierwszy mały domek jednorodzinny.
W zasadzie w pytaniu sam pan już sobie odpowiedział. Naszym zawodem jest projektowanie. Z tego się właśnie utrzymujemy. Ale też nie ukrywam, że temat wydawał się nam interesujący. Mały domek to duże wyzwanie. Trudno zaprojektować coś ładnego, prostego i funkcjonalnego jednocześnie.