Kimchi jest dziś w Polsce na tyle popularne, że można je kupić jako przekąskę niemal na każdym rogu. Ale pamiętam, jak ponad 20 lat temu mogłem próbować tego koreańskiego specjału tylko dlatego, że redakcyjna koleżanka miała męża Koreańczyka i przywoziła od teściowej całe słoiki. Marynowana na ostro, lekko przykiszona kapusta z chilli najpierw odstraszała intensywnym aromatem, ale po spróbowaniu okazywała się smaczna. Paliła w ustach. Nietrudno było o niestrawność.
Nie mam pojęcia, czy szef MON Mariusz Błaszczak lubi kimchi, ale w koreańskim sprzęcie zagustował. Z jego dalekowschodniej wyprawy nadchodzą wieści niesłychane, choć minister zakupy na razie tylko zapowiada. Niczym skuszony promocjami klient supermarketu odwiedzał po kolei firmy zbrojeniowe i w każdej wyrażał ogromne zainteresowanie ofertą, co na bieżąco relacjonował na Twitterze (towarzyszyła mu ekipa TVP). Gościł w Hanhwa Defense, wytwarzającej m.in. haubice, Hyundai Rotem produkującym czołgi i wozy bojowe, a także w lotniczej fabryce KAI. Błaszczak jeździł w Seulu wielką odkrytą limuzyną, patrzył, jak wozy bojowe pływały i wspinały się na strome ściany, podziwiał czołgi i samoloty, które już nosiły polskie flagi. „Serdecznie witamy” – takie napisy widniały na wielkich banerach. Koreańskie firmy zrobiły wszystko, by za chwilę stać się w Polsce tak znane jak Lockheed Martin, MBDA czy Rheinmetall. O ile wierzyć koreańskiej prasie, kupić mamy samoloty odrzutowe, kilkaset czołgów, wozy bojowe różnych typów, a nawet granatniki automatyczne, czyli sprzęt, wydawać by się mogło, dużo mniej skomplikowany.
Koreańczycy wydeptywali ścieżki do Warszawy od lat, ale od niedawna to Polska szukała ich bardziej.