Prawda umiera pośrodku
Pułapka symetryzmu, czyli dlaczego prawda umiera pośrodku
Kiedy Andrzej Duda powołał niedawno sześciu neosędziów do nowo stworzonego ciała w Sądzie Najwyższym, nie spotkało się to z gwałtownym sprzeciwem społeczeństwa między innymi dlatego, że przez ostatnie siedem lat było ono uczone, że bezwstydne łamanie konstytucji i deptanie umowy społecznej to elementy zwykłego sporu prawnego między Polską a Brukselą. Wielkie protesty w obronie praworządności, jakie pamiętamy z pierwszej kadencji PiS, już się nie powtórzą. W tym sensie symetryści są współwinni niszczenia demokracji w naszym kraju, choć sami – gdy zerkają w lustro – widzą w nim krzewicieli zdrowego rozsądku i intelektualnej uczciwości. Nie chcą zrozumieć, że relatywizowanie prawa zawsze prowadzi do demoralizacji obywateli i władzy, a gdy wymknie się spod kontroli, do wiekopomnych tragedii.
Obojętność społeczna jest córką symetryzmu. Gdy Antoni Macierewicz – już po tym, jak w reportażu TVN ujawniono manipulacje kierowanej przez niego smoleńskiej komisji – dostał od Andrzeja Dudy Order Orła Białego, najwyższe polskie odznaczenie państwowe, symetryści – zamiast uwrażliwiać obywateli na obsceniczny wymiar tego politycznego aktu – pierwsi stanęli w obronie decyzji prezydenta. Przeważał argument, że obecny wiceprezes PiS zasłużył się dla Polski, współtworząc Komitet Obrony Robotników, choć i ten okres działalności tego wpływowego polityka bywa przedmiotem historycznych sporów i podejrzeń. Niektórzy wyrażali nawet naiwną nadzieję, że być może jest to sprytny sposób na pożegnanie Macierewicza z życia publicznego. Tym samym zupełnie rozmazano ponury obraz jego działalności po upadku PRL jako akuszera lustracyjnego piekła, destruktora armii, a zwłaszcza kapłana religii smoleńskiej, który przyczynił się do wojny polsko-polskiej poprzez popularyzowanie aberracyjnych kłamstw o rzekomym zamachu.