Przepisy o nieodpowiedzialności funkcjonariuszy za działania w trakcie pandemii usiłowano już wciskać do „tarcz” antycovidowych. Teraz mamy kolejną próbę – grupa posłów PiS wniosła do Sejmu projekt „o legalności działań organów gminy zaangażowanych w organizację wyborów prezydenckich w 2020 r.”.
Czytaj też: Wybory kopertowe nielegalne. NIK składa wnioski do prokuratury
Konstytucji zmienić nie mogą, ustawy nie chcą
Projekt ustawy udaje akt abolicji. Nieudolnie. Abolicja to „darowanie win i puszczenie w niepamięć”. Tymczasem pisowski pomysł jest prawnym kuriozum – to polemika z orzecznictwem sądów. De facto zakazuje sądom uznawania za bezprawne działań włodarzy gmin i miast (którzy przekazywali dane wyborców Poczcie Polskiej w związku z tzw. wyborami kopertowymi).
Jeśli już, to należałoby zmienić prawo tak, by te czyny nie były przestępstwem, ale do tego trzeba by zmienić konstytucyjną zasadę, że władze publiczne działają tylko na podstawie i w granicach prawa. I zmienić przepis karny w ustawie o ochronie danych osobowych, znosząc karalność bezprawnego udostępnienia danych. Konstytucji ta władza zmienić nie może, a ustawy nie chce. Woli to zrobić rękami Trybunału Julii Przyłębskiej, przed którym zawisła skarga m.in. na przepis o karalności bezprawnego przetwarzania danych.
PiS chce więc uchwalić ustawę, która nie zmienia prawa, tylko zakazuje jego stosowania wobec określonej grupy. Czegoś takiego jeszcze nie ćwiczyliśmy. To złamanie konstytucyjnej zasady sądowego wymiaru sprawiedliwości i równości wobec prawa. Choć, jeśli będzie trzeba, Trybunał Przyłębskiej pewnie mógłby orzec, że jest w pełni zgodna z konstytucją.
Czytaj też: Co złego to nie ja. Linia obrony premiera Morawieckiego
Pichcą dwie pieczenie przy jednym ogniu
Chodzi o zagwarantowanie bezkarności tym wójtom, burmistrzom i prezydentom miast, którzy posłuchali wydanego bez podstawy prawnej (ustawa o „wyborach kopertowych” jeszcze nie weszła w życie) zarządzenia prezesa Rady Ministrów Mateusza Morawieckiego o organizacji „wyborów kopertowych”, upoważniającego Pocztę Polską do rozpoczęcia przygotowań do nich. Poczta napisała do wszystkich burmistrzów, wójtów i prezydentów pismo polecające przekazanie jej danych polskich obywateli.
Fundacja Watchdog Polska, ale też inne organizacje zajmujące się prawami człowieka przesłały samorządom opinię prawną o legalności przekazywania danych bez podstawy prawnej. Większość samorządów odmówiła, a tym burmistrzom, wójtom czy prezydentom, którzy bezprawnie udostępnili dane, obywatele wytaczają teraz sprawy w sądach. Proces w sądzie karnym przegrał np. wójt gminy Wapno – prywatny akt oskarżenia złożył przeciw niemu Watchdog Polska.
Dlaczego nie uchwalą po prostu abolicji? Bo taki akt potwierdzałby, że prawo zostało złamane, a to znaczy, że po pierwsze, złamał je Morawiecki. Tego, przynajmniej na tym etapie, PiS nie przyzna. Dlatego w uzasadnieniu ustawy winę zwala się na sądy: „Potrzeba i cel przyjęcia projektowanych rozwiązań wynika z kształtowania się linii orzeczniczych, które opierają się na redukcyjnej i formalistycznej wykładni dokonywanej przez wojewódzkie sądy administracyjne oraz niektóre sądy powszechne. Sądy te, bez wyraźnych podstaw prawnych ku temu, orzekały o przekroczeniu uprawnień przez wójtów, burmistrzów i prezydentów miast, którzy przekazywali spis wyborców w danej gminie, zawierający dane osobowe tych wyborców operatorowi wyznaczonemu do wykonania czynności technicznych w związku z organizacją wyborów Prezydenta Rzeczypospolitej w 2020 roku”.
A więc mamy projekt, który kwestionuje orzecznictwo sądów. Mało tego, oskarża sędziów o przestępstwo nadużywania władzy i łamanie konstytucyjnej zasady działania na podstawie i w granicach prawa (art. 12). Czyli, podsumowując, to nie premier złamał przepisy, ale sądy konstytucję.
Dwie pieczenie przy jednym ogniu: bezkarność dla samorządowców i dla premiera Morawieckiego. „Jest niedopuszczalnym, by organy władzy publicznej działające w interesie publicznym, realizując wartość konstytucyjną, jaką jest zdrowie publiczne, miałyby ponieść jakiekolwiek negatywne konsekwencje, wskutek błędnych interpretacji dokonywanych przez sądy (…)” – czytamy w uzasadnieniu ustawy. I jeszcze: „Działanie nakierowane na realizację konstytucyjnych obowiązków nigdy nie może być interpretowane jako niezgodne z prawem, tym bardziej jako naruszające samą ustawę zasadniczą”.
Ten argument tworzy zasadę, że łamanie konstytucji w związku z pełnieniem obowiązków jest z góry niekaralne. Taki nowy kontratyp. I oto mamy prawne ziszczenie się paradygmatu PiS: „władza bez odpowiedzialności”.
Czytaj też: PiS znalazł 70 mln zł dla poczty za wybory widmo