Pomysłom PiS sprzeciwiał się Senat, ale za odrzuceniem jego uchwały zagłosowało w piątek 4 listopada 228 posłów, przeciwko – 218, pięcioro wstrzymało się od głosu. Ustawa w zamyśle wydłuża do 31 kwietnia 2024 r. kadencję samorządów: rad gmin, rad powiatów oraz sejmików województw, rad dzielnic Warszawy, wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. To projekt grupy posłów PiS, uzasadniany potrzebą rozdzielenia dat wyborów parlamentarnych i samorządowych, które także miały się odbyć jesienią 2023 r.
Przypomnijmy: Sejm przyjął ustawę we wrześniu, Senat odrzucił ją w październiku. Senacką uchwałę w sprawie odrzucenia ustawy negatywnie zaopiniowała w ostatni czwartek sejmowa komisja samorządu terytorialnego i polityki regionalnej. Niezależny senator Krzysztof Kwiatkowski argumentował: „Chociaż dopuszczalnym jest, żeby niekiedy odstąpić od jakiejś zasady konstytucyjnej, to jednak możliwe jest to jedynie wtedy, gdy owo odstąpienie jest konieczne dla realizacji innej wartości konstytucyjnej. Przedłużenie kadencji nie zmierza do zachowania żadnej wartości konstytucyjnej, a wygoda organizatorów nie jest wartością konstytucyjną”. Kwiatkowski powoływał się na opinie ekspertów, ale i samych samorządowców.
O losach ustawy zdecyduje teraz prezydent Andrzej Duda. Pytany o to we wrześniu przez reportera TVN 24, odparł: „Nie jestem absolutnie zwolennikiem znaczącego przesuwania tych wyborów, bo nie chcę zakłócania procesów demokratycznych, ale chcę, żeby one odbywały się w sposób jak najbardziej czysty”.
Ostatnie wybory samorządowe odbyły się 21 października 2018 r. Wiosną 2024 r. zaplanowane są z kolei wybory do Parlamentu Europejskiego, więc kolizja i tak byłaby prawdopodobna.
PiS gra kalendarzem wyborczym
Na łamach „Polityki” grę kalendarzem wyborczym komentował prof. Antoni Dudek: „Wprawdzie wybory samorządowe są – z racji liczby kandydatów i wielości wyłanianych w nich organów – najbardziej skomplikowane, to jednak nie na tyle, aby aparat wyborczy nie był w stanie ich ogarnąć i po blisko dwóch miesiącach uporać się ze znacznie prostszym głosowaniem do Sejmu i Senatu. Te pierwsze mogłyby się bowiem odbyć najwcześniej już 21 września, podczas gdy te drugie najpóźniej 11 listopada 2023 r. Skoro zatem nie chodzi o techniczną wykonalność, to jakie mogą być rzeczywiste przyczyny grzebania w kalendarzu wyborczym?”.
I dodał: „Najwyraźniej w centrum władzy na Nowogrodzkiej nie ma pewności co do tego, że najbliższe wybory parlamentarne zapewnią PiS trzecią kadencję. Gdyby zaś sukces odniosła w nich opozycja, wówczas mogłoby to oddziaływać na decyzje wyborców także i w nieodległych wyborach samorządowych. Jest też jednak i inna, bardziej zindywidualizowana przyczyna”. Czytaj dalej »