Sprawa Ewy Siedleckiej w Sądzie Najwyższym. „Wymiar sprawiedliwości zawiódł mnie podwójnie”
Sprawa dotyczy tekstu Ewy Siedleckiej „Co wolno księdzu, nacjonaliście, neosędziemu...”, opublikowanego w naszym serwisie w 2019 r. Dziennikarka opisała w nim błąd zastępcy rzecznika dyscyplinarnego sędziów, który przesłuchiwał zgwałconą dziewczynkę bez adwokata. Przesłuchanie trzeba było powtórzyć, dziewczynka odmówiła, więc sprawcy nie udało się skazać.
Autorka oparła się w nim na artykule Onetu, ale pomyliła zastępców – sprawa dotyczyła Michała Lasoty, a nie Przemysława Radzika, jak napisała Siedlecka. Poprawiła tekst, przeprosiła za pomyłkę, ale to nie wystarczyło Radzikowi, który za sprawą Zbigniewa Ziobry został także wiceprezesem Sądu Apelacyjnego w Warszawie. Wniósł przeciw dziennikarce prywatny akt oskarżenia, zarzucając jej pomówienie. Wykorzystał do tego art. 212 kodeksu karnego, nierzadko stosowany w celu represji, który pozwala zniesławienie ścigać karnie (do roku pozbawienia wolności).
Czytaj też: Wyrok na Siedlecką uchylony. „Ocalały standardy dziennikarskie”
Wątpliwości co do niezawisłości
Ewa Siedlecka została uniewinniona w pierwszej instancji, ale Przemysław Radzik złożył apelację. W drugiej instancji Sąd Okręgowy w Siedlcach uchylił wyrok warszawskiego sądu i umorzył postępowanie, ale jedynie z powodu znikomej szkodliwości czynu. To oznacza, że zdaniem sądu dziennikarka dopuściła się czynu zabronionego. Wyrok wydał sędzia delegowany Paweł Mądry – choć obrońca Siedleckiej domagał się wyłączenia go z powodu zastrzeżeń do jego bezstronności.