Stało się. Cztery lata po wyborach 2018 r. pierwszy zarząd województwa przeszedł z rąk PiS w ręce opozycji. Zmiana układu politycznego rządzącego regionem śląskim ma wymiar realny i symboliczny. Wymiar realny ma znaczenie dlatego, że zarząd województwa będzie pracował przynajmniej do wiosny 2024 r. Wymiar symboliczny jest ważny przede wszystkim w kontekście wyborów parlamentarnych. Polityka potrzebuje czytelnych oznak nadchodzącej zmiany. Mogą wiązać się ze zmieniającymi się sondażami, ale to zwykle nie wystarcza. Sygnałem, że Prawo i Sprawiedliwość zatrzymało się w zgarnianiu całej puli, były z jednej strony wygrane przez opozycję wybory do Senatu, nieznacznie przegrane prezydenckie, ale przecież także – pozornie mało istotne – wybory prezydenta Rzeszowa.
Województwo śląskie było jednym z tych, w których wynik był bliski remisu – jednak z niewielką przewagą opozycji. Przeciągnięcie przez PiS na swoją stronę radnego z Nowoczesnej Wojciecha Kałuży było zaskoczeniem i zmieniało werdykt wyborców. Nie w wyniku jakiegoś sporu czy konfliktu personalnego, ale kuszącej oferty personalnej PiS. Dziś sytuację udało się opozycji odwrócić. Przejście na stronę ruchu samorządowego marszałka województwa Jakuba Chełstowskiego i trojga innych radnych pozwoliło na skonstruowanie nowej większości w sejmiku i nowego zarządu województwa. Ta operacja da do myślenia wielu politykom PiS, którzy mogą być przestraszeni nową retoryką prezesa partii czy skalą kłopotów, jakie stoją przed rządem. Nie każdy ma szanse na taką ścieżkę, z jakiej skorzystał marszałek Chełstowski, bo też nie każdy ma coś do zaoferowania opozycji. Ale morale partii rządzącej ucierpi na tym mocno.
W polityce zwycięstwa bywają różne. Te odnoszone pod koniec rządów przeciwnika zapowiadają zmianę władzy.