Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Lex Kaczyński, czyli przeproś się sam

Prezes PiS Jarosław Kaczyński. Zdjęcie z października 2022 r. Prezes PiS Jarosław Kaczyński. Zdjęcie z października 2022 r. PiS / Facebook
Do wyborów kilka miesięcy, więc sporo przepisów gwarantujących dzisiejszej władzy wolność bezkarność da się jeszcze uchwalić. Bezczelność i ostentacja Zjednoczonej Prawicy wydaje się nie mieć granic. I może sobie na to pozwolić, bo jej wyborców to nie gorszy i nie zniechęca.

Od siedmiu lat mamy w Polsce zwyczaj uchwalania przepisów imienia rozmaitych osób związanych z władzą. Mieliśmy – nawet kilka – lex Ziobro, dwa lex Czarnek. Mamy lex Obajtek (pozwoliło prokuraturze wycofać z sądu akt oskarżenia w trakcie procesu, żeby „wyjąć” z niego Daniela Obajtka), lex Sasin czy lex Morawiecki (by uwolnić ich od odpowiedzialności za wybory kopertowe).

Teraz mamy lex Kaczyński, które ma uwolnić prezesa PiS od przepraszania Radosława Sikorskiego na dotychczasowych zasadach. Były szef MSZ wygrał bowiem z szefem rządzącej partii proces o ochronę dóbr osobistych za stwierdzenie, że dokonał zdrady dyplomatycznej w sprawie katastrofy w Smoleńsku.

Kto słyszał o „Monitorze Sądowym”

Najnowsza taka zmiana, którą już nazwano „lex Kaczyński”, została przemycona w kolejnej nowelizacji kodeksu postępowania cywilnego (przemycanie, czyli ukrywanie przed opinią publiczną, to już sprawdzona technika). O co dokładnie chodzi?

Dziś gdy ktoś przegra proces o ochronę dóbr osobistych i ma przeprosić w mediach za ich naruszenie, a nie chce tego zrobić, przeprosiny takie w formie orzeczonej przez sąd publikuje za niego komornik i ściąga z dłużnika należność za ogłoszenie. Skoro tak, to Jarosław Kaczyński, nawet nie robiąc tego osobiście, musiałby przeprosić Sikorskiego (media podały, że kosztowałoby go to ok. 700 tys. zł). Czytelnicy czy widzowie nie wnikaliby, czy przeprosiny opublikował komornik, czy może jednak sam Kaczyński zgiął kark przed Sikorskim.

Reklama