Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Kaczyński przemówił. Buntowników w TK Przyłębskiej nie wystraszył

Prezeska TK Julia Przyłębska i prezes PiS Jarosław Kaczyński Prezeska TK Julia Przyłębska i prezes PiS Jarosław Kaczyński Michal Dyjuk / Forum
Z naszych informacji wynika, że ostatni wywiad prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego dla PAP zadziałał w sposób odwrotny do zamierzonego. Już po nim miały odbyć się tzw. pełnoskładowe narady w TK i wszystkie zostały odwołane. Prezes zachował się jak słoń w składzie porcelany.

Prezes PiS Jarosław Kaczyński udzielił Polskiej Agencji Prasowej wywiadu, w którym kategorycznie stwierdził, że Julia Przyłębska jest urzędującym prezesem TK, a ci sędziowie w Trybunale, którzy to kontestują, bojkotując zwoływane przez nią narady, robią to, bo sami chcą zostać prezesami. Cały zaś wywiad był o tym, że TK wciąż nie rozpoznaje – z powodu bojkotu prezes Julii przez zbuntowanych sześciu sędziów – zaskarżonej przez prezydenta Andrzeja Dudę nowelizacji ustawy o SN, która zmienia postępowania dyscyplinarne sędziów. Ma ona pomóc odblokować miliardy euro z Krajowego Planu Odbudowy.

Czytaj także: Trybunale niegdyś Konstytucyjny, wykończ się sam. Teraz ruch Przyłębskiej

Zawoalowana groźba Kaczyńskiego?

Kaczyński powiedział PAP, iż liczy, „że 11 sędziów [to minimalny pełny skład] podejmie odpowiednie decyzje, że zachowają się w sposób zgodny z prawem. O ile wiem, nie jest do tego daleko”.

Skąd wie? Być może źródłem jego wiedzy jest prezes Julia – jego „odkrycie towarzyskie”. Ma ona oczywisty interes w zapewnianiu prezesa PiS, że sprawy idą w dobrym kierunku: chce pokazać, że nie straciła kontroli nad TK, że daje sobie radę z buntownikami i że za chwilę ich poskromi. Rzeczywiście, udało się jej doprowadzić do przyjęcia przez Zgromadzenie Ogólne Sędziów TK (sposobem prezesa Kaczyńskiego, czyli „poza trybem”) uchwały, że nie ma podstaw do negowania jej prezesury. Zgromadziła wymaganych ustawą do kworum minimum dziesięciu sędziów, bo – ku zaskoczeniu wszystkich – przyszedł buntownik Bogdan Święczkowski, związany ze Zbigniewem Ziobrą. Nie głosował, ale zapewnił kworum.

Ta uchwała nie ma podstawy, a więc i mocy prawnej, co najwyżej perswazyjną. Ale nie wyperswadowała buntownikom buntu: jak nie przychodzili na narady nad pełnoskładowymi sprawami, tak nie przychodzą. Choć – według naszych informacji – sędzia Święczkowski jakby ostatnio otwierał się na możliwość, by powrócić do orzekania. Jako były prokurator może lepiej od innych uświadamia sobie, że ryzykuje co najmniej dyscyplinarne konsekwencje, nie stawiając się na narady i rozprawy bez zwolnienia lekarskiego albo innego ważnego powodu, który zaakceptuje prezes TK. A może jego protektor Zbigniew Ziobro, mimo swojego demonstracyjnego unijnego negacjonizmu, po ciuchu zgodził się nie blokować pieniędzy z KPO, licząc na wygrane wybory i kontynuowanie rządów z PiS-em?

Ale gdyby Święczkowski się wyłamał, nadal do pełnego składu (minimum 11 sędziów), brakowałoby jednego. Może to właśnie pchnęło prezesa Kaczyńskiego do ogłoszenia – za pomocą PAP – że już niedługo buntownicy się zreflektują. I dodania do tego stwierdzeń, które mogą być odczytane jako zapowiedź wyciągnięcia konsekwencji za niesubordynację. Konkretnie prezes stwierdził, że „decyzja w tej sprawie [skargi prezydenta] jest kwestią racji stanu, tak ważną, że żadne względy, które nie mają podstaw prawnych, a jedynie są elementem osobistych przeświadczeń pewnych osób, nie mogą stać na przeszkodzie. (…) Rzecz w tym, że decyzja powinna być podjęta. Nie można tego zawieszać, bo to sytuacja nie tylko szkodliwa dla państwa, nie tylko wchodzi tutaj w grę kwestia racji stanu, ale też kwestia przestrzegania pewnych reguł”. A więc prezes PiS stwierdził, że sędziowie, blokując wydanie wyroku, działają przeciwko racji stanu. To może być odebrane jako zawoalowana groźba.

Czytaj także: Trybunał Przyłębskiej między Ziobrą a Morawieckim

Prezes Julia się krząta

Z naszych informacji wynika, że wywiad prezesa dla PAP zadziałał w sposób odwrotny do zamierzonego: już po nim miały odbyć się tzw. pełnoskładowe narady w TK i wszystkie zostały odwołane. Sędziowie buntownicy publicznymi groźbami i sugestiami prezesa Kaczyńskiego zostali postawieni w sytuacji niezręcznej: ten, który jednak zdecyduje się orzekać pod przewodnictwem Julii Przyłębskiej (prezes TK zawsze przewodniczy w sprawach pełnoskładowych), będzie uznany za wykonawcę poleceń szefa PiS. Albo za tchórza, który przeląkł się gróźb. Tak źle i tak niedobrze.

W wywiadzie Kaczyńskiego są też stwierdzenia, z jakiego wyroku TK w sprawie prezydenckiej skargi prezes PiS byłby zadowolony: „Chodzi o to, żeby sprawa z wniosku prezydenta została załatwiona. Ja liczę na to, że zostanie załatwiona pozytywnie”. Nie omieszkał dodać: „Taki jest mój, obywatela, pogląd, bo żadnego wpływu na decyzje Trybunału nie mam”. Ale i tak nie zatarło to przykrego wrażenia, że oto prezes PiS publicznie zamawia sobie wyrok konkretnej treści. Jeśli taki „pozytywny” wyrok rzeczywiście by zapadł, sędziowie, którzy by za nim zagłosowali, wyszliby na sługi Kaczyńskiego.

Prezes zachował się jak słoń w składzie porcelany.

Tymczasem prezes Julia krząta się, jak może. Na kwiecień wyznaczyła daty dwóch pełnoskładowych i bardzo politycznych spraw: o tzw. spór kompetencyjny, a w rzeczywistości o zanegowanie prawa Sądu Najwyższego do sądzenia Mariusza Kamińskiego i dwóch jego współpracowników za prowokację przeciwko Andrzejowi Lepperowi, by umożliwić PiS-owi wyrzucenie Samoobrony z rządu (rok 2007). I drugą: prawo TSUE do nakładania kar na państwa za niewykonywanie jego wyroków.

W sprawie Kamińskiego sprawozdawcą jest buntownik Mariusz Muszyński. Skoro nie przychodzi na narady – nie ma cudu, by można było udawać, że uczestniczył w powstawaniu projektu wyroku. Tzn. projekt oczywiście można napisać bez jego udziału, bo nie od dziś padają sugestie (wzmocnione przez wizyty polityków u prezes Julii), że ważne dla władzy wyroki TK powstają w innych pokojach. Ale nie da rady udawać, że Muszyński uczestniczył w powstawaniu wyroku, skoro nie było go na naradach. A – oczywiście – nie da rady orzec w jakiejś sprawie bez obecności sędziego sprawozdawcy. Mimo to prezes Julia wyznaczyła rozprawę na 26 kwietnia. Dzień później ma być siódme bodaj podejście do osądzenia sprawy zgodności z polską konstytucją kar pieniężnych zasądzanych za niewykonywanie orzeczeń TSUE. Tyle że rząd wciąż nie przedstawił swojego stanowiska.

Po co Przyłębska wyznacza terminy rozpraw w sprawach, w których nie może nawet zwołać narady? Nasuwają się dwa powody: chce pokazać, że ciągle rządzi w TK, i chce wywierać stałą presję na buntowników. Terminu rozpatrzenia prezydenckiego wniosku jednak nie wyznaczyła. Zapewne chce złamać przedtem przynajmniej dwóch z nich, by mieć „pełen skład”.

Inne wyjście władzy? Kolejna nowelizacja ustawy o TK i powrót do pierwotnej liczebności „całego składu” TK – minimum dziewięciu sędziów. Normalnie taki zabieg byłby dla władzy kompromitujący, ale PiS-u w oczach jego elektoratu nic nie jest w stanie skompromitować.

Partia Kaczyńskiego coraz śmielej liczy bowiem – szczególnie w świetle ostatnich sondaży – na trzecią kadencję. A do rządzenia bardzo przydadzą się miliardy euro z KPO. Trybunał Przyłębskiej nie może być tu hamulcowym.

Czytaj też: Prawem w bezprawie. Jak posprzątać po PiS?

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną