Prezes PiS Jarosław Kaczyński udzielił Polskiej Agencji Prasowej wywiadu, w którym kategorycznie stwierdził, że Julia Przyłębska jest urzędującym prezesem TK, a ci sędziowie w Trybunale, którzy to kontestują, bojkotując zwoływane przez nią narady, robią to, bo sami chcą zostać prezesami. Cały zaś wywiad był o tym, że TK wciąż nie rozpoznaje – z powodu bojkotu prezes Julii przez zbuntowanych sześciu sędziów – zaskarżonej przez prezydenta Andrzeja Dudę nowelizacji ustawy o SN, która zmienia postępowania dyscyplinarne sędziów. Ma ona pomóc odblokować miliardy euro z Krajowego Planu Odbudowy.
Czytaj także: Trybunale niegdyś Konstytucyjny, wykończ się sam. Teraz ruch Przyłębskiej
Zawoalowana groźba Kaczyńskiego?
Kaczyński powiedział PAP, iż liczy, „że 11 sędziów [to minimalny pełny skład] podejmie odpowiednie decyzje, że zachowają się w sposób zgodny z prawem. O ile wiem, nie jest do tego daleko”.
Skąd wie? Być może źródłem jego wiedzy jest prezes Julia – jego „odkrycie towarzyskie”. Ma ona oczywisty interes w zapewnianiu prezesa PiS, że sprawy idą w dobrym kierunku: chce pokazać, że nie straciła kontroli nad TK, że daje sobie radę z buntownikami i że za chwilę ich poskromi. Rzeczywiście, udało się jej doprowadzić do przyjęcia przez Zgromadzenie Ogólne Sędziów TK (sposobem prezesa Kaczyńskiego, czyli „poza trybem”) uchwały, że nie ma podstaw do negowania jej prezesury.