Radykalny umiar
PiS i antyPiS: dużo pocisków, ani jednej rany. Co w tej sytuacji musi robić opozycja?
Pośród rozlicznych wskazówek dla opozycji poczesne miejsce zajmują apele (niżej podpisany sam dał się uwieść tą ponętną fatamorganą) o stworzenie porywającej opowieści o Polsce przyszłości. Kłopot w tym, że taka romantyczna narracja, o ile ktokolwiek rzeczywiście wpadłby na coś odkrywczego, wcale nie musi znaleźć swoich adresatów i zmienić biegu spraw.
Zasadniczy problem polega na tym, że choć antyPiS i PiS teoretycznie tkwią w śmiertelnym zwarciu, to paradoksalnie są to dwa światy, które nieustannie mijają się bez zderzeń. Jak pisał równo sto lat temu poeta Tadeusz Peiper, odpowiadając na wrogie ataki nieprzychylnych polemistów, jest „dużo pocisków, ani jednej rany”. Walka polityczna w gruncie rzeczy przestała być walką. Gdy opozycja krytykuje władzę za brak pieniędzy z KPO, władza przekonuje, że pieniądze wcale nie są nam potrzebne. Gdy pod naciskiem rolników minister odpowiedzialny za ten obszar traci stanowisko, natychmiast dostaje „awans poziomy”, jakby jego przewiny były wirtualne. Relatywizacja wszystkiego pożera krytycyzm obywateli.
***
Jeszcze niedawno wydawało się, że tegoroczne wybory będą wielkim starciem Polski Donalda Tuska (i innych demokratów) z Polską Jarosława Kaczyńskiego (i innych autokratów), a ludzie skupieni wokół proeuropejskich idei zmierzą się z nacjonalistycznymi zamordystami. Tak prosty podział miał gwarantować wiarę w zwycięstwo, nadzieję na przyszłość, miłość między liderami oraz mobilizację wyborców. Zamiast tego na opozycji zapanowała wielka smuta. Sondaże PO nie mogą trwale przebić niezłego, ale niewystarczającego do zwycięstwa pułapu wypracowanego kilka lat temu przez Grzegorza Schetynę, idea wspólnej listy stopiła się chwilowo w ogniu partyjnych kalkulacji, a Szymon Hołownia buduje raczej wizerunek ckliwego pięknoducha niż sprawnego polityka.