Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Błaszczaka triki, uniki i kontrataki. Minister obrony jest mistrzem w obronie własnej

Szef MON Mariusz Błaszczak Szef MON Mariusz Błaszczak kpr. Wojciech Król / CO / Ministerstwo Obrony Narodowej
Minister obrony Mariusz Błaszczak to mistrz uników. W ostatnim i najpoważniejszym w swej karierze kryzysie, po znalezieniu w głębi Polski rosyjskiego pocisku, zastosował wszystkie znane sobie sposoby ucieczki od odpowiedzialności. I odkrył nowe.

SERE to jedno z najtrudniejszych, ale i najciekawszych wojskowych szkoleń. Survival, Evasion, Resistance, and Escape – przetrwanie, unikanie wroga, stawianie oporu i ucieczka – to umiejętności szczególnie przydatne żołnierzom, którzy na polu walki narażeni są na znalezienie się na terytorium kontrolowanym przez przeciwnika, bez wsparcia, a często bez broni czy łączności. Zestrzelony pilot, oddział specjalny po nieudanej misji, drużyna piechoty, która zabłądziła w nieznanym w terenie tak daleko, że straciła kontakt z macierzystym pododdziałem, nawet obrona terytorialna na zajętym przez wroga obszarze – wszyscy ci wojskowi muszą przejść szkolenie, od którego może zależeć ich życie.

Na politycznym polu walki umiejętności przetrwania, uników, oporu i ucieczki są niemal codziennością, ale szczególnie przydają się w kampanii o trzecią kadencję i w obronie pozycji „najlepszego ministra obrony w NATO”, jak Mariusz Błaszczak bywa coraz częściej nazywany w prawicowych mediach. Nie wiemy, czy przeszedł szkolenie SERE. Widać jednak, że w praktyce stosuje tę taktykę z niezłym skutkiem: trwa na stanowisku mimo największej wpadki. Warto prześledzić te techniki przetrwania, uniku, oporu i ucieczki. Wiele o Błaszczaku mówią.

Mija miesiąc, od kiedy Polacy wpatrywali się w zdjęcia z podbydgoskiego lasu i znalezione w nich szczątki rosyjskiego pocisku. Trwa wojna, ale upadku czegoś można było oczekiwać co najwyżej w przygraniczym pasie, na pewno nie 400 km w głębi polskiego terytorium. Miało ono być chronione najlepszą w NATO i w zasadzie już zbudowaną obroną powietrzną, do której wedle rządowej narracji niepotrzebne było żadne sojusznicze wzmocnienie, zwłaszcza z Niemiec. Amerykańskie patrioty rozstawione wokół Rzeszowa i brytyjskie systemy SkySabre przysłane w ramach kwitnącej współpracy obronnej ze zrozumiałych przyczyn chroniły wojskowe transporty i licznych VIP-ów. Ich przeładunek i przesiadki uczyniły z prowincjonalnego portu lotniczego w Jasionce (J-Town) jeden z najważniejszych punktów na lotniczej mapie NATO i Europy.

Ale Polacy mieszkający dalej od przygranicznego Podkarpacia mieli prawo wierzyć w ministerialne zapewnienia i ufać zarówno podpisom na umowach, jak i obrazkom przybywającego sprzętu. Rząd PiS zrobił najwięcej dla poprawy obrony powietrznej Polski, ale wciąż nie zbudował żadnej nieprzenikalnej tarczy. Wtargnięcie w to mityczne błaszczakowe imperium rosyjskiego pocisku manewrującego do bólu pokazało, że do szczelności daleko, a i ze środkami odpowiedzi i procedurami jej zatwierdzenia jest różnie.

Ucieczka, potem kontratak

Przemilczanie niewygodnych tematów jest dla polityków charakterystyczne, choć w kwestiach bezpieczeństwa narodowego i sojuszniczego bywa ryzykowne. Błaszczak w pierwszych dniach kryzysu – a jak dziś wiemy, i wiele miesięcy wcześniej – właśnie to wybrał jako swoją główną strategię. Skoro o czymś się nie mówi, tematu nie ma – do takiego podejścia od lat przyzwyczaja nas aparat komunikacji MON, skupiony na eksponowaniu sukcesów, a niechętny do omawiania spraw trudnych i kłopotliwych. To dlatego od czasu urzędowania Błaszczaka resort nie ma rzecznika, media rzadko mogą zadawać pytania na otwartych konferencjach prasowych, a rola oficerów pełniących nazywane tak stanowiska w instytucjach i dowództwach podległych ministerstwu została drastycznie okrojona. Wojskowi, owszem, wypowiadali się, ale tylko na tematy z ich działki i raczej oszczędnie. Z jednym wyjątkiem – najszersze pole manewru miał do tej pory rzecznik odpowiedzialnej za masowe zakupy Agencji Uzbrojenia. Ppłk Krzysztof Płatek skończył jednak to zadanie i od czerwca będzie wspierał Eurokorpus w Strasburgu. Warto podkreślić, że o „rosyjskiej rakiecie” nigdy publicznie nie wypowiedzieli się rzecznicy sztabu generalnego, dowództwa generalnego ani dowództwa operacyjnego. Swoim oficerem prasowym usiłował być sam dowódca gen. broni Tomasz Piotrowski, który wygłosił w czasie trwania kryzysu dwa nietypowe oświadczenia, aby ostatecznie zamilknąć. Generał ostatni raz był widziany 26 maja, gdy omawiał wyniki ćwiczenia „SareX Renegade”, ale nie podjął w tym czasie najbardziej palącego tematu z zakresu obrony polskiej przestrzeni powietrznej. Rosyjski pocisk, do którego w międzyczasie znaleziono betonową głowicę, leżał zapomniany w milczeniu.

Błaszczaka ucieczka w milczenie przeplatała się z ucieczką w kontratak. Późno, dopiero 11 maja, minister wygłosił pierwsze merytoryczne oświadczenie dotyczące sytuacji. Wcześniej, indagowany w czasie zagranicznej podróży, zdawkowo odsyłał do prokuratorskiego śledztwa, co było sytuacją dziwną, ale nie sprzeczną z typowym dla Błaszczaka odsuwaniem od siebie spraw niewygodnych i kłopotliwych. Bo Błaszczak za granicą jest inny, pozwala zadawać sobie pytania i na nie jakoś odpowiada. Może wie, że jest bardziej na widoku? Może musi się dostosować do przyjętych na Zachodzie reguł?

Chyba tak, bo w Polsce zachowuje się zgoła inaczej. Jego służby dbają o to, by pytań wcale nie było, a jeśli już muszą się pojawić, to takie, które przynajmniej z założenia da się przewidzieć: niezbyt dociekliwe, niestawiające go w kłopotliwej sytuacji. Od ostatniego tygodnia kwietnia, kiedy szczątki pocisku zostały znalezione pod Bydgoszczą, milczał przez wiele dni, by zaatakować. Gen. Tomaszowi Piotrowskiemu przedstawił listę zarzutów, samemu unikając jakiejkolwiek odpowiedzialności, a nawet odpowiedzi. A potem szybko schronił się od ewentualnego ostrzału. Akcja – ewakuacja. W ostatnich kilku tygodniach Błaszczak dał kilka wywiadów, w których nigdy nie był nawet spytany o rakietę z Rosji.

Następne majowe dni przyniosły przeniesienie zarządzania największym od wybuchu wojny kryzysem do prezydenta. Andrzej Duda zrazu wsparł wojskowych, przynajmniej w komunikacji wizerunkowej, ale później zdawał się zmierzać do wyciszenia sprawy. Spotkanie „zwaśnionych stron” w BBN zorganizował tydzień po niesławnym ataku ministra na generałów. Ale Błaszczak nie skorzystał z okazji, by po nim przemówić. Oddał pole formalnie znajdującemu się na niższym szczeblu państwowej hierarchii szefowi BBN, co również mogło być odczytane jako swego rodzaju zlekceważenie powagi sytuacji. Błaszczak zyskał w swojej strategii SERE nieoczywistego sojusznika. Z jednej strony Duda nie chciał kontynuować publicznej wymiany oskarżeń, z drugiej pomógł ministrowi ukryć się za plecami zwierzchnika sił zbrojnych. Prezydencki bunkier, jak czasem zwana jest siedziba BBN na dole Karowej, zadziałał tym razem jako tarcza ochronna nad Błaszczakiem.

Czytaj też: To nie był atak na Polskę. Co to była za rakieta? Wyjaśniamy

Kaczyński atakuje dziennikarza TVN24

Drugie schronienie miało już bardziej partyjno-polityczny charakter. Lider PiS Jarosław Kaczyński długo nie wypowiadał się o problemie, godzącym bądź co bądź również w kreowany przez niego wizerunek rosnącej w potęgę militarną Polski. Ostatecznie jednak wybrał najostrzejszą linię obrony: nie odnosząc się wprost do meritum, uznał, że ataki na Błaszczaka są „narracją Kremla”. Wpierw łagodnie, w wywiadzie dla przychylnych mediów, później bardzo ostro, nazywając „przedstawicielem Kremla” dziennikarza TVN24, który w czasie publicznej konferencji prasowej usiłował zadać pytanie związane z procesem odpowiedzialności politycznej ministra Błaszczaka, wszczętym w parlamencie.

Kaczyński swoim bezprecedensowym atakiem na wolność mediów ustawił jednocześnie polityczny mur wokół Błaszczaka. Od tej pory przekaz dla rządowych, prawicowych i zależnych od PiS mediów jest jasny – Błaszczak jest nie do ruszenia, a każda próba podważenia jego pozycji nosi znamiona kolaboracji z Putinem. W chwili gdy padało ze strony TVN24 niewygodne pytanie, Błaszczak zdawał się odwracać wzrok, patrzeć w drugą stronę. Unikanie wzroku w sytuacji pojmania jest jedną z technik uczonych na szkoleniach SERE. W relacjach z mediami na Zachodzie odwracanie wzroku przez polityka, którego dotyczy zadane pytanie lub poruszana sprawa, jest uznawane za objaw niekompetencji lub tchórzostwa.

Trzecim sposobem uniku, pewnego rodzaju ucieczką do przodu, jest – ulubione dla Błaszczaka – ogłaszanie nowego zamówienia zbrojeniowego. Po trzech najgorszych tygodniach w ministerialnej karierze Błaszczak wysypał jak z rękawa kilka przełomowych, ważnych i bardzo ciekawych zapowiedzi i propozycji. On i podlegli mu ludzie na konferencji Defence 24 Day i dzień wcześniej przedstawili nowy pakiet zamówień, od którego „szczęka opada”. 22 ciężkie śmigłowce, aerostaty rozpoznawcze, samoloty wczesnego ostrzegania, setki nowych dronów, okręty podwodne. Błaszczak prowadzi zbrojenia na skalę i z rozmachem niewidzianym od 40 lat. Ale również w większości przypadków zleca zamówienia „po uważaniu”, bez konkurencji ofert i publicznego uzasadnienia wyboru, uprzednio sprowadziwszy wewnątrzresortowy tok postępowania do własnego podpisu.

Zdaje się też wykorzystywać nowe kontrakty do „przykrycia” starych błędów, zaniedbań, opieszałości własnego resortu. Tak było, gdy w reakcji na jedną z katastrof miga-29 ogłosił zakup F-35 w oderwaniu od trwającej od lat procedury wyboru nowego wielozadaniowego samolotu taktycznego. Tak może wyglądać jego druga zapowiedź zakupu okrętów podwodnych, gdy sam doprowadził do sytuacji, gdy Polsce ostał się jeden, i to nie całkiem sprawny. Błaszczak dobrze wie, że w skupionej na sprzęcie polskiej infosferze obronnej każdy ogłoszony nowy zakup to dni i tygodnie dyskusji, rozważań, czasem kontrowersji, ale ostatecznie zgodnej akceptacji – bo zwykle jego zakupy wypełniają ziejące od dekad luki. Dlatego nowe dziesiątki miliardów w zapowiedziach doskonale przykrywają wpadkę z pociskiem.

Czytaj też: NATO musi zacisnąć pięść, niekoniecznie atomową

To nie Zenek Martyniuk na gali TVP

Ucieczka w krąg pochlebstw, zapewniająca pewnego rodzaju kamuflaż, staje się w ostatnich tygodniach widocznym znakiem taktyki Błaszczaka. Razem z nagrodą Defence 24 odebrał już trzy, wszystkie po wybuchu afery z rosyjskim pociskiem i wszystkie bez żadnych wzmianek o jakichkolwiek trudnościach. Z reguły nagrody fundowane są przez organizacje pozarządowe czy regionalne korzystające ze wsparcia spółek skarbu państwa. Gdy rzecz idzie o lokalne media zarządzane przez Orlen, powiązania z obozem władzy są nawet bardziej oczywiste. Błaszczak nie czuje żadnej żenady, podobnie jak wręczający ani pokazujący te eventy. Choć oprawa może budzić estetyczne wątpliwości, gdy Błaszczak pojawia się ze złoconą statuetką przypominającą Oscara, a litery z jego nazwiskiem w tle też lśnią złotem. Gdyby był to Zenek Martyniuk na imprezie TVP, wszyscy machnęliby ręką. Gdy jest to minister obrony RP, komuś ten złoty pył w zębach może zgrzytać.

Każde wystąpienie z nagrodą w ręku Błaszczak wykorzystuje do przypomnienia własnych zasług, wzmacniania obronnej legendy PiS (koniecznie z odwołaniem do Lecha Kaczyńskiego), do ataku na opozycję. Równie ważne są twarze obok. Prężący pierś przy Błaszczaku Przemysław Czarnek to aspirant, drugi z najbardziej aktywnych obecnie ministrów z hardcore′u PiS, czy Jarosław Kaczyński roztaczający nad wicepremierem ochronny parasol. Gdy zdamy sobie sprawę, że śledztwo w sprawie pocisku prowadzi podległa Zbigniewowi Ziobrze prokuratura, a jednocześnie własną kontrolę wszczęła NIK, tarcza ochronna Kaczyńskiego jest tym ważniejsza.

Na ścieżce wojskowej Błaszczakowi jest najłatwiej, bo wszystko można utajnić. Najbardziej spektakularnym jego unikiem było niepojawienie się na sejmowej sesji – zamkniętej dla posłów niemających najtajniejszego dostępu – komisji obrony i służb specjalnych. Choć i tak wyjaśnienia z tego gremium nie mogły się przedostać do szerszego obiegu (posłowie opozycji nadzwyczaj pilnują się, by nie mówić za wiele), Błaszczak w ostatniej chwili odmówił ustalonego od paru tygodni posiedzenia. Napisał wyłącznie na Twitterze, że to z powodu opozycji, która ośmieliła się zgłosić wniosek o jego dymisję bez wysłuchania jego racji. Nazwał to „happeningiem”, któremu się sprzeciwia. Parlamentarny nadzór nad MON doznał tym samym ostatecznego ciosu, mimo że od lat cierpiał na niedowład. Ale co się dziwić, skoro najwyższy polityczny zwierzchnik zarówno ministra, jak i posła-przewodniczącego komisji zarządził parasol ochronny, nieprzepuszczalny nawet dla pytań, nie mówiąc o odpowiedziach. Nawet gdyby miały one paść w tajnym trybie, oficjalnie niedostępnym dla mediów. Najwyraźniej polityczne kierownictwo i polityczna ochrona szefa MON nie jest skłonna ufać nawet własnym służbom i ludziom.

Co nam to wszystko mówi o Mariuszu Błaszczaku jako ministrze obrony? Przede wszystkim – że obronę siebie i swojego stanowiska przedkłada nad tę narodową. Inaczej stanąłby w prawdzie, jak to lubi mówić prawica, i odpowiedział na pytania, zarzuty, wątpliwości. Woli uciec, ukryć się, uniknąć politycznego i medialnego ostrzału – co na pewno czyni z niego dobrego partyjnego żołnierza. Ta postawa Błaszczaka jest obserwowana i bez wątpienia dostrzegana również za granicą. Choć niekłamany podziw budzi jego determinacja w zbrojeniach, jej styl wywołuje już masę pytań, na które nie ma odpowiedzi. Incydent z rosyjskim pociskiem, choć nie do pozazdroszczenia na scenie NATO, jest jednym z takich testów, które nie przejdą niezauważone.

Dziś wynik tej obserwacji jest taki, że próbujący uchodzić za najskuteczniejszego obrońcę Sojuszu minister ma problem z odpowiedzią na najbardziej podstawowe pytania, a próby ich zadania sprowadza do absurdalnych zarzutów. U wszystkich znawców NATO, którzy patrzą w art. 5 o kolektywnej obronie, doceniają rolę art. 3 o wzmacnianiu własnych zdolności obronnych i którzy widzą w traktacie art. 2 – opisujący polityczno-aksjologiczne wartości Sojuszu – uniki i ucieczki ministra muszą budzić niesmak. A może i wątpliwości.

Czytaj też: Tajemniczy pocisk pod Bydgoszczą. Prysły zapewnienia Błaszczaka

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną