W poniedziałek, gdy prezydent Andrzej Duda podpisał „lex Tusk”, a Szymon Hołownia i Władysław Kosiniak-Kamysz zmieniali narrację ws. swojego udziału w marszu 4 czerwca, Sławomir Mentzen, a wraz z nim wielu wpływowych polityków Konfederacji, spotkało się na zamkniętej dla mediów, organizowanej przez Mentzena konferencji biznesowej Everest 2023.
Sławomir Mentzen i jego wrogowie
Politycy Konfederacji przekonywali, że wydarzenie nie ma charakteru politycznego. I rzeczywiście, ze sceny nie padały nazwy ani Konfederacji, ani żadnej z jej składowych. Tematów politycznych (poza sporadyczną krytyką PiS i krytyką polityki jako takiej) prelegenci unikali. Spotkanie stanowiło za to okazję do budowy wizerunku Konfederacji (i jej lidera) jako partii przyjaznej dla biznesu.
Konfederaci twierdzą, że w przyciąganiu biznesu pomógł im Leszek Balcerowicz – swoimi pozytywnymi wypowiedziami miał zalegalizować partię w oczach przedsiębiorców. Póki co najwięksi gracze patrzą na nich z sympatią, ale nie wspierają finansowo. Dużo lepiej idą rozmowy ze średnim biznesem, którego przedstawiciele dominowali na widowni na Evereście.
Tak więc w Katowicach zebrało się ok. 1000 osób (kilkanaście procent stanowiły kobiety), z których każdy zapłacił minimum 2500 zł (tyle kosztował najtańszy bilet) za możliwość obejrzenia stand-upu „najsłynniejszego polskiego spekulanta” czy flippera z 13-letnim doświadczeniem. Ale także sędziego Szymona Marciniaka, ściągniętego jako gwiazda na ostatnią chwilę, gdy okazało się, że właściciel InPostu Rafał Brzoska wskutek nacisków wycofał się z wydarzenia. Podobnie jak kilku innych prelegentów. Do czego zresztą odniósł się sam Mentzen, kierując do osób stojących za naciskami słowa, że „ma zwyczaj siadać na brzegu rzeki i oglądać spływające nią ciała swoich wrogów”.
Gorące rozmowy o listach i jedynkach
Przedsiębiorcy będą bardzo ważnym elementem kampanii Konfederacji, której zależy nie tylko na głosach, ale też pieniądzach. Pomóc w obu elementach mają związani z Konfederacją lobbyści – m.in. były poseł Przemysław Wipler i Szczepan Wójcik, lobbysta branży futrzarskiej, jak słyszymy, bliski startu z list konfederatów. Obaj pojawili się na Evereście, pierwszy w charakterze gościa (i uczestnika sztafety piwnej w jednej drużynie z Mentzenem), drugi wygłosił prelekcję o historii swojego sukcesu i blokadzie „Piątki dla zwierząt”.
O ile proces układania całych list jeszcze potrwa, o tyle wkrótce Rada Liderów Konfederacji powinna zgodzić się co do jedynek. 20 przypadnie Nowej Nadziei Mentzena (kandydaci tej partii zostali już wybrani w styczniu w prawyborach), 15 Ruchowi Narodowemu, a sześć Koronie Grzegorza Brauna. Prawdopodobnie jedyną kobietą w tym gronie będzie rzeczniczka ugrupowania Anna Bryłka, która wystartuje w Koninie.
Rozmowy o dalszych miejscach na listach w tym roku będą gorętsze niż w poprzednich latach. Według średniej ważonej liczonej przez Politykę Insight Konfederację popiera obecnie 10,9 proc. wyborców, co pozwoliłoby jej wprowadzić ponad 40 posłów. W wielu okręgach więcej niż jednego. Niektórzy twierdzą, że w Rzeszowie i Warszawie jest szansa nawet na trzech.
To zmienia dynamikę kampanii. Decentralizuje ją, bo przedstawiciele struktur w okręgach zdają sobie sprawę, że jeśli włożą w kampanię wystarczająco czasu i pieniędzy, to mogą zdobyć drugi mandat w okręgu niezależnie od miejsca na liście, z którego startują. To też sprawia, że do Konfederacji zaczyna się zgłaszać coraz więcej polityków z nią niezwiązanych, a wcześniej startujących m.in. od Kukiza.
Koordynować kampanią będzie Witold Tumanowicz. Polityk, który wcześniej blisko współpracował, a ostatnio zastąpił Roberta Winnickiego na stanowisku szefa sztabu wyborczego Konfederacji. Gdy miał 16 lat, zapisał się do Młodzieży Wszechpolskiej, potem organizował Marsze Niepodległości. W 2019 r. jako jedynka Konfederacji w okręgu chełmskim uzyskał 10 tys. głosów i nie dostał się do Sejmu. Był wtedy również pełnomocnikiem wyborczym partii. Uchodzi za sprawnego organizatora.
Czytaj też: Spekulacje o Konfederacji. Wejdzie w sojusz z Kaczyńskim?
Będą pić piwo z wyborcami
Pierwszy duży test w nowej funkcji czeka go 24 czerwca. Na ten dzień konfederaci zapowiadają dużą konwencję programową w hali Expo w Warszawie. 1,5 tys. działaczy i sympatyków, rozmach i... prezentacja ustaw podatkowych. W tym ustawy o PIT, która obecnie jest w fazie konsultacji prowadzonych na GitHubie. Ma mieć 42 strony i m.in. podnosić kwotę wolną od podatku do 12-krotności płacy minimalnej. W przeciwieństwie do lutowej konwencji na scenie ma się pojawić więcej polityków niż sam Mentzen i Bosak.
Do tego czasu Sławomir Mentzen dalej będzie jeździł po Polsce i pił piwo z wyborcami na wydarzeniach organizowanych w ramach cyklu „piwo z Mentzenem”. Bo tym właśnie ma być Konfederacja w 2023 r. – partią normalności. Partią grilla, piwka, chłopaka, dziewczyny i antypolityki. Konfederacja staje w obronie poziomu życia swoich wyborców, dba o to, żeby Unia Europejska ze swoją zieloną agendą nie wchodziła im do życia, nie wymuszała ograniczenia w sposobie prowadzenia biznesu i w tym, co mają jeść. Wyborców Konfederacji nie interesują rytualne starcia duopolu PiS-PO, a skonfrontowani z działaniami PiS ws. powołania komisji badającej wpływy rosyjskie w Polsce mogliby zakrzyknąć: „I just wanna grill and do business for god’s sake!”.
Wiele wskazuje na to, że Konfederacja będzie języczkiem u wagi po nadchodzących wyborach. Liberalni publicyści są przekonani, że wejdzie w koalicję z PiS, ale sami konfederaci mówią, że nie muszą tego robić. Są młodzi i myślą w dłuższej perspektywie. Wiedzą, że koalicja z niepopularnym wśród jej elektoratu Jarosławem Kaczyńskim byłaby końcem tej partii. Dodatkowo pamiętają los Leppera, Giertycha czy Gowina. Dlatego się do niej nie rwą. I przygotowują się do scenariusza, w którym po wyborach rząd nie powstanie. A gdy prezydent ogłosi przyspieszone wybory, będą do nich gotowi.
Czytaj też: PiS poluje na Tuska, opozycja szykuje sobie masakrę