Co zrobić z tym śmierdzącym jajem, podrzuconym opozycji przez rządzących? Otóż moja rada jest prosta – nie ruszać.
Dziewięciu facetów ma dostać uposażenie sekretarzy stanu. Dobre pieniądze za nicnierobienie – tuż przed wyborami nic zrobić nie zdążą, a w powyborczym zamieszaniu nikt nie będzie miał głowy do zajmowania się „rosyjskimi wpływami”.
Idea komisji pozostała. I gotowy wzorzec jej utworzenia. To uchwalone, obowiązujące prawo, a więc w każdej chwili do zastosowania. Po wyborach jakieś ugrupowanie może chcieć je ożywić, żeby kogoś wykańczać.
Stan polskiej armii to tylko wycinek politycznego frontu wschodniego, który w jesiennej kampanii ma szansę odegrać bardzo znaczącą rolę.
Nowelizacja Andrzeja Dudy nie niweczy głównego celu tej komisji: okazji do bezkarnego oczerniania działaczy opozycji i gry kwitami służb.
Cel komisji: grillowanie polityków opozycji i podważenie zaufania do nich – co ma zmniejszyć ich szanse wyborcze – nadal może być realizowany.
Posłowie PiS z przyległościami przepchnęli przez Sejm nowelizację ustawy o komisji ds. rosyjskich wpływów. Nawet z prezydenckimi zmianami to wyłącznie wyborcza broń wymierzona przez rządzących w opozycję.
Po co Andrzej Duda nowelizuje „lex Tusk”? Byłoby rzeczą godną pochwały, gdyby dążył do dobrych relacji z UE, ale bardziej prawdopodobne jest to, że wziął sobie do serca przestrogi o możliwej kwarantannie politycznej i jej wpływie na jego postprezydencką karierę. Nie tyle ucieka do przodu, ile rejteruje, powiedzmy, w tylny skos.
Jeśli obecny rząd utrzyma władzę, przybędzie akademii. Może też nastąpić zmiana sposobu wyboru rektora, bo i o tym mówi się na korytarzach – w taki sposób, że minister wskazuje radę, która wybiera rektora. Myślę też, że umiędzynarodowienie polskiej nauki w przyspieszonym tempie będzie odchodzić do historii – mówi prof. Stanisław Mazur, rektor Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie.
Obcesowość, z jaką Jarosław Kaczyński przeprowadził przez Sejm ustawę powołującą do życia instytucję wymierzoną w Donalda Tuska, nie zaskoczyła nikogo. Szokująca była skwapliwość, z jaką kolejną niekonstytucyjną ustawę podpisał Andrzej Duda. I to, że zaraz przestraszył się tego, co zrobił.