Niżej postaram się pokazać, kontynuując poprzedni felieton, że obrany przeze mnie tytuł dobrze oddaje rezultaty troski pisiąt o dobro obywateli. Nic dziwnego, że wielu komentatorów zwróciło uwagę na podobieństwo pisiej batalii przeciwko wiatrakom do przygód opisanych w znanej powieści „El ingenioso hidalgo Don Quijote de la Mancha” (Przemyślny szlachcic Don Kichot z Manczy) Miguela de Cervantesa y Saavedra, opublikowanej przeszło 400 lat temu.
Nasz Don Kiszot z La Kacha
Oto stosowny fragment tego dzieła: „Don Kichot spostrzegł z daleka ze trzydzieści lub czterdzieści wiatraków, i jak je tylko spostrzegł, zawołał: »Fortuna sprzyja nam bardziej, niż byśmy sami pragnęli. Przyjacielu Sancho, czy widzisz tę gromadę niezmiernych olbrzymów? Ja na nich uderzę i wszystkich zgładzę z tego świata – taki mój zamiar. Piękny będzie początek, z ich łupu wzbogacimy się, co się nazywa. Taka wojna uczciwa, bo na chwałę boską; ród ten olbrzymi trzeba z ziemi wyplenić, tak Bóg każe«”.
To przecież oczywiste, że tak mógł rzec główny Don Kichot (pisze się również Don Kiszot i tak będę czynił dalej) z Nowogrodzkiej do swego przyjaciela Pana Suskiego (Sancho Pansy), a ten zainspirowany postawą swego pryncypała od razu wymyślił i kaligraficznie sporządził odpowiednią poprawkę do przepisów o odległości wiatraków od domostw, co można uznać za wstęp do pogromu tych „niezmiernych olbrzymów”.
Z ogólnym tenorem rzeczonego pogromu zgadza się również postać Dulcynei z Toboso, boć przecież nasz rodzimy główny Don Kiszot traktuje kobiecość zdecydowanie platonicznie, aczkolwiek nie odmawia przedstawicielkom żeńskiego rodzaju człowieczego prawdziwie konkretnej krzepy, np.