Niektórzy komentatorzy używają w tym kontekście nazwy „Rząd Tymczasowy”, ale to zdecydowana przesada. Tak czy inaczej, gabinet ten ma 19 członków (pań i panów, jak to bystrze skonstatował p. Duda), a więc o pięć więcej niż dwutygodniowa liczba dni. To i tak znacznie mniej od tej charakteryzującej poprzednie ekipy dowodzone przez premiera Bambika (to określenie jest bardzo na miejscu) i nie tylko przez niego.
Morawiecki mógłby rządzić sam
Osobliwością rządu dwutygodniowego jest to, że nie ma wicepremiera, co chyba wypływa z faktu, że skoro ostatnim był p. Kaczyński, to nie uchodzi, aby ktoś (byle kto?) zajął jego miejsce. Bliska znajoma uważa, że gabinet i tak mógłby zostać zredukowany, zważywszy na rozliczne kompetencje i specjalności p. Mateusza. Premier Bambik jest przecież politykiem, historykiem, ekonomistą, bankowcem, finansistą, prawnikiem europejskim, rolnikiem, przemysłowcem, businessmanem, specjalistą od obrotu nieruchomościami (zwłaszcza w zakresie wewnątrzrodzinnym) i sportowcem, a więc mógłby kierować wszystkimi resortami, nawet tymi bez teki, łącznie z pełnieniem urzędu szefa Kancelarii Rady Ministrów. Można bez przesady powiedzieć, że piastując drugie ministerium „beztekowe”, znacznie lepiej ozdabiałby swój zespół niż p. Ozdoba.
Pomysłodawczyni tego rozwiązania z naciskiem podkreśliła, że jej koncepcja nie ma na celu szukania oszczędności, ponieważ p. Morawieckiemu należałyby się pobory i odprawy przewidziane dla wszystkich pań i panów w rządzie dwutygodniowym. W końcu jak ktoś intensywnie pracuje, to należy mu się sprawiedliwa zapłata.
Pan Kornel Morawiecki, bezpośredni protoplasta p.