Podstawową korzyścią płynącą z imigracji jest, oczywiście, wypełnianie narastającej luki demograficznej. W ubiegłym roku zanotowano we Francji najmniejszą liczbę urodzeń od 70 lat (723 tys.), ale w dużej mierze dzięki imigrantkom kraj ten ma najwyższy w Europie wskaźnik dzietności (1,80) i dodatni przyrost naturalny. Niemiecki Instytut Maxa Plancka oszacował, że przy takich wskaźnikach w połowie stulecia populacja Francji może przebić zaludnienie Niemiec, co byłoby bodaj nie do przyjęcia nie tylko dla rządzących, lecz także mieszkańców państwa tracącego w ten sposób status najludniejszego i tym samym dominującego w Unii Europejskiej (nie mówiąc już o pewnego rodzaju porażce w odwiecznej, choć w ostatnich dekadach pokojowej, rywalizacji z zachodnim sąsiadem).
Rząd Niemiec zorganizował więc pod koniec 2022 r. konferencję pod znamiennym hasłem „Niemcy – kraj imigracji”, na której zdeklarował znaczne ułatwienie procedur osiedlania i naturalizacji przybyszy do tego państwa. Na rządowym portalu minister spraw zagranicznych Republiki Federalnej zamieścił tekst zachęcający potencjalnych imigrantów do osiedlania się w Niemczech pod wymownym tytułem „We need You”. Posunięcia te oddalają ryzyko utraty populacyjnej przewagi nad zachodnim sąsiadem, także dlatego, że dla odmiany władze francuskie pod wpływem presji ze strony skrajnej prawicy zaostrzają politykę imigracyjną.
Rządy wielu państw zdają sobie sprawę z zagrożenia depopulacją, pogarszaniem struktury wieku ludności i deficytem siły roboczej. Władze Kanady, liczącej tyle samo mieszkańców co Polska i notującej dzietność na porównywalnym poziomie 1,49, stale zwiększają limit imigracyjny, sięgający już obecnie kwoty pół miliona osób rocznie. Kanada to kraj imigracyjny z istoty, ale na przykład rządząca we Włoszech prawicowa koalicja ma w składzie ugrupowania o rodowodzie faszystowskim i nacjonalistycznym, deklaruje więc ostentacyjnie antyimigrancką politykę.