Biuromaty
Kule ogrodowe, drogie komórki i pensje dla działaczy. Jak posłowie zarabiają na biurach
Na działalność biur parlamentarnych podatnicy wydają miesięcznie 10 mln 640 tys. zł. Rocznie na każdego posła i senatora przypada 228 tys. zł. Prawo nakłada na nich obowiązek prowadzenia przynajmniej jednego biura, ale nie daje wskazówek, czym konkretnie mają się w nich zajmować. Ustawa o wykonywaniu mandatu posła i senatora mówi zaledwie, że tworzą biura „w celu obsługi swojej działalności w terenie”.
Z ryczałtu można opłacać wynagrodzenie pracowników biur poselskich, tłumaczenia, opinie ekspertów, usługi telekomunikacyjne związane z wykonywaniem mandatu poselskiego i przejazdy samochodami w związku z wykonywaniem mandatu. Ryczałt ma być przeznaczony na pokrywanie wydatków bieżących, jak czynsz i rachunki lokalowe, oraz podróże służbowe pracowników, zakup materiałów biurowych, prasy, koszty obsługi rachunkowo-księgowej i bankowej biura. I tyle.
A jak to się ma do dzisiejszej rzeczywistości?
Dla siebie
Jak wynika ze sprawozdań z rozliczeń ryczałtów na biura, które zbiera Radosław Karbowski (twórca Skrótu politycznego, bazy danych na temat polityków) i przeanalizowała POLITYKA, bywa on traktowany przez parlamentarzystów jako po prostu dodatkowy pieniądz do wydania na rzeczy, które z wykonywaniem mandatu trudno połączyć. Posłanka PiS Ewa Kozanecka kupiła z tych pieniędzy lampy-kule do ogrodu za 308 zł, pulsoksymetr i smartwatch – zegarek z funkcją liczenia kroków, mierzenia ciśnienia itp. za 304 zł. Małgorzata Wassermann na potrzeby sprawowania funkcji posłanki zakupiła ekspres do kawy za 2 tys. zł plus spieniacz do mleka za 300 zł. A minister infrastruktury i poseł Andrzej Adamczyk za 1,4 tys. zł kupił sobie sprzęt do lokalizacji fotoradarów. – To tym bardziej dziwne, że przecież Andrzeja jako ministra wozi limuzyna, więc nie powinien się przejmować mandatami, może to sprzęt dla żony?