Jedną z największych zagadek referendum, które PiS chce przeprowadzić razem z wyborami do Sejmu i Senatu 15 października, jest sposób zadania pytań. Wszystkie zostały sformułowane w ten sposób, że PiS zależy na odpowiedzi negatywnej: „nie” dla „wyprzedaży” państwowych firm, „nie” dla podnoszenia wieku emerytalnego, „nie” dla wpuszczania „nielegalnych imigrantów” czy „likwidacji bariery” na granicy.
W teorii wydawałoby się to sprzeczne z podstawowymi zasadami organizowania poparcia. Zdaniem socjologów czy psychologów mobilizacji własnych wyborców lepiej służy głosowanie na „tak”. Żeby sięgnąć do klasycznego polskiego przykładu: nie bez powodu komuniści w 1946 r. tak sformułowali pytanie w referendum, że Polacy głosowali trzy razy „tak” (choć w końcu to nie wyszło, i tak musieli sfałszować wynik). To skąd tutaj to cztery razy „nie”?
Referendum czysto wyborcze
Wiadomo, że w tym referendum nie chodzi o załatwienie jakichś ważnych dla Polski spraw czy rozstrzygnięcie istotnych kwestii, które wymagają zasięgnięcia opinii czy podjęcia decyzji przez ogół obywateli. Referendum ma służyć wygraniu wyborów przez PiS i politycy tej partii nawet tego specjalnie nie ukrywają. Ważnym argumentem jest np. możliwość prowadzenia kampanii referendalnej równolegle do parlamentarnej, co pozwala ominąć limity finansowe.