Drużyna prezesa
Zaglądamy w listy wyborcze PiS. Czym kierował się Kaczyński? Kto przegrał? „Jarosław chce mieć pewność”
Końcówka tworzenia list wyborczych PiS okazała się całkiem interesująca. Jarosław Kaczyński czekał z ogłoszeniem jedynek niemal do ostatniej chwili, by niezadowoleni z miejsc posłowie nie zrobili mu jakiegoś numeru na posiedzeniu Sejmu 30 sierpnia. Nazwiska liderów list prezes wyczytał w końcu w czwartek 31 sierpnia. Potem w weekend odbyły się prezentacje kandydatów z dalszych miejsc w 41 okręgach.
– Z tymi jedynkami na ostatniej prostej działo się sporo – opowiada nasz rozmówca. – Było tak: wiceprezes partii i minister spraw wewnętrznych Mariusz Kamiński nie ucieszył się z trzeciego miejsca w Warszawie, więc miał się przenieść na pierwsze do Olsztyna, na co zresztą też nie miał ochoty. W okręgu chełmskim jedynkę szykowaliśmy dla Zbigniewa Ziobry, a w Rzeszowie – dla europosła Tomasza Poręby. Ale Poręba zadzwonił do prezesa i powiedział, że on jednak nie chce kandydować, więc zwolnił się Rzeszów. Tam trafił Ziobro. Kamiński dostał zatem Chełm, a do Olsztyna przerzuciliśmy ministra cyfryzacji Janusza Cieszyńskiego, który miał kandydować z Piły, bo wcześniej nie udało mu się wywalczyć biorącego miejsca we Wrocławiu. W tej sytuacji jedynką w Pile miała zostać nowa minister zdrowia Katarzyna Sójka, ale krótko przed briefingiem na Nowogrodzkiej oznajmiła, że woli jednak być dwójką w Kaliszu. I tak liderem w Pile pozostał miejscowy poseł Krzysztof Czarnecki, choć na wyświetlanej w siedzibie PiS prezentacji widniało jeszcze nazwisko Sójki – objaśnia polityk koalicji.
Ci odlatują, ci zostają
Obecność prezesa próbowali wykorzystać politycy odstawieni na boczny tor. Na Nowogrodzką przyjechał szef komisji zdrowia Tomasz Latos (w 2019 r. był jedynką w Bydgoszczy), ale nic mu to nie dało – nie dostał się na listę w ogóle, choć cztery lata temu miał ponad 60 tys.