Nie rozumiem upartego przemilczania afery wizowej przez pisowskie media, bo uważam, że jeśli jest coś, co udało się wreszcie państwu PiS skutecznie zorganizować i uruchomić, wprowadzając przy tym w zdumienie cywilizowany świat, to jest to właśnie ta afera.
Dzięki wysiłkom państwa PiS polskie wizy są dziś na świecie towarem znanym i poszukiwanym. W mediach społecznościowych osoby z całego świata chwalą się, że posiadają polską wizę, żywo dyskutuje się o tym, gdzie, za ile i od kogo można najszybciej ten dokument kupić. Polska, która wielu obywatelom krajów Azji i Afryki kojarzyła się do tej pory z Lewandowskim, obecnie kojarzy się z łatwą do uzyskania za przystępną cenę polską wizą.
Skala działań urzędników państwa PiS wywołała zrozumiałe zainteresowanie międzynarodowych instytucji i światowej opinii publicznej. Przerażony kanclerz Niemiec zażądał od polskiego rządu natychmiastowych wyjaśnień, a zaskoczona rozmachem przedsięwzięcia unijna komisarz Johansson w specjalnym liście domaga się dokładnych danych na temat skali aktywności pisowskich służb dyplomatycznych i konsularnych. Trudno się dziwić – nigdy wcześniej żaden europejski rząd otwarcie nie handlował wizami własnego kraju i nie uruchomił kanału do przerzutu, za pieniądze, imigrantów z Azji i Afryki do Europy i Stanów Zjednoczonych.
Z ujawnionych dokumentów wynika, że po otwarciu w Łodzi nowoczesnego Centrum Decyzji Wizowych w MSZ poważnie myślano o wypuszczeniu miliona polskich wiz, niestety ambitne plany pokrzyżowali politycy opozycji, którzy powiadomili o wszystkim media i naskarżyli na polski rząd do UE.
W wyniku antypolskich donosów tych polityków nowo otwarte Centrum trzeba było zamknąć, a polskich wiz pracowniczych może teraz nie otrzymać nawet milion chętnych. Mnie osobiście najbardziej szkoda dużej grupy filmowców z Bollywood, na których sprowadzeniu bardzo zależało ministrowi Glińskiemu.