Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Mnie do Spodka nie wpuścili. A Morawiecki odlatywał bardziej i bardziej

Konwencja PiS w Spodku, 1 października 2023 r. Konwencja PiS w Spodku, 1 października 2023 r. Prawo i Sprawiedliwość / Twitter
Strzeżcie się przed Tuskiem, to niebezpieczny człowiek, który zniszczył wszystko w Polsce. Nie wolno mu na to pozwolić, nie wolno dać mu drugiej szansy! – grzmiał premier Mateusz, niewdzięczny doradca dawnego premiera Donalda.

Kiedy Donald Tusk zapowiedział na 1 października Marsz Miliona Serc w Warszawie, to wiadomo było – po czerwcowej manifestacji, której jedna z odnóg miała pójść na Żoliborz – że tego dnia Jarosława Kaczyńskiego w stolicy nie będzie. Nie chce nic widzieć. Ani słyszeć. Po pierwsze – bezpieczeństwo.

Jak Kaczyński unieważnił marsz

A gdzież może być bezpieczniej niż wśród sprawdzonych swoich. Padło na Katowice i słynny z gierkowskiego wiecowania Spodek. Może pomieścić do 10 tys. entuzjastów – tych przepojonych fanatycznym entuzjazmem i tych, co przybyli tu z racji pełnionych funkcji. Zwykli zwolennicy partii PiS, którzy uważają, że rząd zrobił im dobrze, bo sypnął naszym groszem, w znakomitej większości pozostali na zewnątrz, bo ich po prostu nie wpuszczono. Dzieliłem ich los, chcąc dostać się do środka gnany zawodowym wścibstwem. Ustawiłem się na długo przed konwencją w 500-osobowej kolejce. Patrzono na mnie podejrzanie, bo nie miałem na przegubie dłoni opaski wydawanej przez lokalne struktury partyjne, która dawałaby mi prawo wejścia. Nie byłem swój.

Według najnowszego przekazu partii w środku było ponad 15 tys. szczęśliwców. Czyżby? No niech tam...

Ważne było przesłanie – nadzieja, że Spodek swoim wielkim cieniem zasłoni warszawski marsz. Zresztą co to za marsz? Czy marne 60 tys. oszołomów widocznych na zdjęciach z dronów i tych, które zrobiła sprzymierzona z władzą policja, to jest wydarzenie warte szczególnej uwagi? No nie. Prezes Kaczyński powiedział, że nie. I Spodek powtórzył za nim, że nie. Moja rodzina, znajomi i przyjaciele, znajomi znajomych i przyjaciele przyjaciół, którzy docierają na plac od Świętokrzyskiej już po zakończeniu manify, śmieją się od ucha do ucha. Byle tylko nie liczono tak głosów referendalnych w urnie wyborczej, bo to nie byłoby już śmieszne. Pomyślałem sobie, że gdyby mnie wpuszczono, byłoby ich więcej. Strzelili sobie w stopę.

W moim przekonaniu wybór Katowic na najważniejszą przedwyborczą konwencję świadczy o odwadze prezesa PiS. Odważył zmierzyć się ze śląską rzeczywistością. „Facet ma jaja” – mówiło się pod Spodkiem. Wszak otoczony jest zakamuflowaną opcją niemiecką, jak przed laty sam zidentyfikował Ślązaków.

Czytaj też: PiS w Spodku, czyli małpować i przedrzeźniać zza węgła

Jak PiS zrobił górników w bambuko

A tymczasem GUS podał ostateczne wyniki spisu powszechnego dotyczące narodowości – do śląskiej przyznało się blisko 600 tys. osób! W tym 237 tys. wskazało ją jako pierwszą, a 187 tys. obywateli RP – jako jedyną. Narodowość śląską i zarazem polską wskazało 385 tys. mieszkańców. Województwo śląskie zamieszkuje 4,5 mln obywateli, ale śląska identyfikacja, choć jest tylko wielką kroplą w śląskim i krajowym morzu, musi robić wrażenie. Tym większy szacunek dla prezesa, bo nie każdy z otwartą przyłbicą jest w stanie stanąć przeciwko wrogiemu żywiołowi, który na dodatek jest ukryty i nie wiadomo z której strony wychynie...

No ale z drugiej strony oddana armia czuwa. Ubiegłej jesieni, w mrocznym dla partii listopadzie, kiedy prezes w gliwickim kinie Amok wygłaszał mowę, nie mając świadomości, że właśnie jego ludzie tracą na Śląsku władzę, ochraniało go 234 policjantów. Kino mogło zaprosić na seans 340 kinomanów, więc z rachunku wynika, że jeden policjant ochraniał półtora gościa. Był to więc seans wyjątkowy. Cóż więc mówić o Spodku, w którym niedzielny seans miał być spektakularny. Gliwicki Amok nie mógł się równać z tym odlotowym w naszym katowickim obiekcie eventów nadzwyczajnych.

Tym większy jeszcze szacun dla prezesa, że przed konwencją PiS miał odwagę zmierzyć się z górnikami, ciągle solą tej ziemi. Górnictwo miało być oczkiem w głowie PiS. To, co PO-PSL zlikwidowało, to my odbudujemy – zapewniał Kaczyński w 2015 r. w rudzkiej kopalni. Kiedy pod koniec tamtego roku PiS obejmował wadzę, nasze kopalnie dały 72 mln ton węgla. W ubiegłym roku już 53 mln ton, a w tym roku nie będzie więcej niż 45 mln. Za to zakupimy 24 mln – w tym węgiel rosyjski/kazachski, o którym ostatnio głośno. Choć bezpieczeństwo energetyczne kraju (blisko 60 proc. energii mamy nadal z węgla kamiennego) na tym nie ucierpi, to górnicy mogą uznać, że zostali zrobieni w bambuko...

Stąd wielkie oczekiwanie, co prostym hajerom powie w Spodku prezes PiS? No i premier Morawiecki, który dalej chce kandydować do parlamentu ze śląskiej ziemi.

Niecały rok temu PiS stracił władzę nad Śląskiem po spektakularnym przejściu marszałka województwa, jednego z liderów partii rządzącej, wraz z trzema radnymi do formacji Tak! Dla Polski. Gorzka porażka, tym bardziej że marszałek Jakub Chełstowski w ostatnich dniach przeszedł ze swoją drużyną do Platformy Obywatelskiej.

Dlaczego więc po takiej serii niefortunnych zdarzeń PiS zdecydował się na najważniejszą konwencję przedwyborczą właśnie na Śląsku? Czy dalej wierzą, że kto zwycięża tutaj, wygrywa w całym kraju?

Czytaj też: PiS chciał odwołać marszałka ze Śląska. Pokazówka nie wyszła

Jak Morawiecki odlatywał

Śląsk, dzięki sprawnej polityce rządu, wciąż jest kluczowym miejscem dla rozwoju Polski, jest gospodarczym sercem kraju – przymilnie uzasadniał miejsce konwencji Krzysztof Sobolewski, sekretarz generalny PiS. Jaka jest więc rządowa oferta dla Polski i Śląska po niedzielnej konwencji?

O górnictwie i śląskości nie było ani słowa – cicho sza, bo zawsze można to potem wyciągnąć i znowu nazwać kłamstwem, co byłoby przecież prawdą. Lepiej trzymać się sprawdzonych metod. Niech nawet Spodek odleci. Premier Mateusz Morawiecki pokazał czarną teczkę „na Donalda Tuska”, a polityków jego formacji nazwał dyletantami, patałachami i gamoniami... W teczce kryją się dokumenty z zamiarami wpuszczenia do Polski nielegalnych migrantów przez opozycję totalną i jej szefa, którego szefem jest Manfred Weber. Teczki nie otworzył, ale zapowiedział, że będzie wyrzutem sumienia dla działaczy PO i innych. W teczce mają być takie kwity, że słynny Stan Tymiński ze swoją czarną teczuszką może bawić się w piaskownicy. Swoją drogą Beata Szydło, która z mównicy wywijała niebieską teczką, także nie ujawniła jej zawartości, pozostawiając naszą ciekawość głęboko niezaspokojoną.

Strzeżcie się przed Tuskiem, to niebezpieczny człowiek, który zniszczył wszystko w Polsce. Nie wolno mu na to pozwolić, nie wolno dać mu drugiej szansy! – grzmiał premier Mateusz, niewdzięczny doradca dawnego premiera Donalda.

A potem odlatywał bardziej i bardziej: „W tych wyborach Polacy odpowiedzą nie tylko na pytanie, jaka i czyja będzie Polska, ale na pytanie najważniejsze: czy Polska będzie istniała? Czy Polska będzie landem europejskim, prowincją, czy suwerennym krajem? 15 października na stole będą leżeć dwie wizje naszej ojczyzny. Polska wizja Jarosława Kaczyńskiego i niemiecka wizja Donalda Tuska! To jest ten wybór, czy chcemy, aby Polska była rządzona przez politycznego męża stanu Jarosława Kaczyńskiego, czy przez politycznego męża Angeli Merkel!”. Wykrzyknik dodałem samowolnie, bo jak pamiętam Angelę z enerdowskich czasów (Lubniewice i Łagów), to ryży Tusk na pewno nie byłby w jej typie.

No i wreszcie dano w Spodku głos Jarosławowi Kaczyńskiemu. Pochylił się nad bezpieczeństwem ojczyzny. „Oni nie dbali o nasze bezpieczeństwo. (…) Obrali koncepcję obrony kraju na linii Wisły – ta linia jest linią hańby Tuska!”.

Swoje dorzucali pośledniejsi politycy. Beata Szydło: „Dobra zmiana trwa i trwać będzie!”. Mariusz Błaszczyk, szef MON: „Naprawimy wszystkie błędy, które zostały popełnione przez koalicję PO-PSL”. Spodek słyszał już w minionych dekadach różne dyrdymały, więc na to, że rząd rządzi już osiem lat, przymknął kosmiczne oko.

Czytaj też: Pan Czarnek idzie na premiera. Oto co nas jeszcze może czekać

Tusk się uśmiechał, PiS postukał się w głowę

W takiej kosmicznej aurze zamykała swoje podwoje ostatnia przed wyborami wielka konwencja PiS. Jeszcze narobi się dużo „patriotycznego” szumu w temacie zakończenia dostaw broni dla Ukrainy i embarga na ich zboża. Co się jeszcze wydarzy? Świnie niezguły, które nie poszły jeszcze do kina – pójdą i narobią niepotrzebnego chrząku. Europa postuka się z niepokojem w głowę, słuchając wywodów o przymusowej relokacji w naszym udręczonym ukraińskimi uchodźcami kraju. Będzie też o KPO i CPK. I o dzieciach, które zabrane na Marsz Miliona Serc dadzą rodzicom w dupę, kiedy dorosną – i będzie to akt wychowawczej zemsty.

„To system Tuska!”, grzmiał prezes pod kopułą Spodka i być może pod mównicą tupał nogą. PiS kiedyś przyrównał nazwę swojej partii – Prawo i Sprawiedliwość – do Tuwima, zapominając, że w „Kwiatach Polskich” nie ma litery „i”, tylko „a”. „Niech prawo zawsze prawo znaczy, a sprawiedliwość – sprawiedliwość...”. A to już zupełnie zmienia postać rzeczy.

Tusk na marszu uśmiechał się tak długo, że aż go to bolało. I mówił o paru ważnych rzeczach i coś tam o miłości. A PiS na to postukał się w głowę, bo nie lubi, jak ktoś mówi w obcych językach.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną