Dwie opowieści Lewicy
Między rozczarowaniem a nadzieją. Wynik wyborów nie tak miał dla Lewicy wyglądać
Mało kto wierzył, że uda się wyrównać rezultat sprzed czterech lat (12,56 proc.), ale sztabowcy zakładali, że wynik dwucyfrowy i trzecie miejsce jest w zasięgu ręki. Tymczasem lewicowcy zdobyli zaledwie 8,61 proc. głosów, daleko za Trzecią Drogą, a ich sejmowa reprezentacja zmniejszy się do 26 osób; to o 23 mniej niż wprowadzili w 2019 r. W „normalnych czasach” już mówiłoby się o powyborczych rozliczeniach, a niezadowoleni działacze spiskowaliby przeciwko liderom. Ale czasy są inne, bo zmiana ma wymiar historyczny. Zwłaszcza dla Lewicy, która po 18 latach od dymisji rządu Marka Belki może znów posmakować rządzenia. Minęły prawie dwie dekady, a w nowej parlamentarnej reprezentacji lewicowej koalicji nie będzie już prawie nikogo, kto widziałby od środka machinę władzy. Dlatego w Lewicy są dziś dwie opowieści. Wyraźnie słychać tę o rozczarowaniu, ale jest też druga – o nadziei.
Pierwsza z opowieści koncentruje się wokół szukania przyczyn wyborczego fiaska. Na Lewicę (czyli wspólny komitet wyborczy Nowej Lewicy Czarzastego i Biedronia oraz Lewicy Razem Zandberga i Biejat) zagłosowało o 460 tys. osób mniej niż cztery lata wcześniej. Według badań exit poll – tegorocznego i z 2019 r. – poparcie spadło w każdej grupie wiekowej. Im starsi wyborcy, tym częściej się od Lewicy odwracali: w grupie 18–29 lat poparcie zmniejszyło się o zaledwie 0,3 pkt (wyniosło teraz 17,4 proc.; zmiana była w granicach błędu sondażowego), ale już wśród głosujących powyżej 60. roku życia – aż o 4,8 pkt (z 10 do 5,2 proc.). A że najstarszych wyborców jest jakieś 10 mln, dwa razy więcej niż najmłodszych, to ich utrata była bolesna. Elektorat Lewicy radykalnie odmłodniał, a jej najstarsi zwolennicy odeszli – albo do KO, albo zmarli.
Nie pomogła rekordowo wysoka frekwencja.