Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Gowin: Kaczyński powiedział, że nie puści mi tego płazem

Jarosław Gowin Jarosław Gowin Jacek Szydłowski / Forum
Były wicepremier w rządzie PiS Jarosław Gowin zeznaje przed komisją śledczą badającą wybory kopertowe z 2020 r. „Od początku podszedłem do tego pomysłu sceptycznie” – powiedział.

W środę, drugiego dnia przesłuchania przed komisją śledczą badającą wybory kopertowe z 2020 r., Jarosław Gowin powiedział o informacjach od współpracowników, którzy donieśli mu o dużym hejcie pod jego adresem w mediach społecznościowych. „Wśród pogróżek są takie, które zapewne należałoby określić mianem karalnych, ale decydując się na sprzeciw wobec wyborów kopertowych, wiedziałem, jakie tego będą konsekwencje” – wyznał były wicepremier.

Zapytany przez Przemysława Czarnka, czy ktoś ze środowiska Zjednoczonej Prawicy był autorem którejkolwiek z tych pogróżek, odpowiedział, że nie. „Z tej strony były naciski czy próba zbierania haków, które dyskredytowałyby moją wiarygodność”.

Jak wyznał, Jarosław Kaczyński powiedział mu, że „chyba nie sądziłem, że puści mi płazem moją postawę wobec wyborów kopertowych”.

Zdaniem Gowina premier Morawiecki przekroczył uprawnienia, zarządzając wybory kopertowe. „Kancelaria Prezesa Rady Ministrów zamówiła ekspertyzy prawne potwierdzające legalność wyborów kopertowych” – zeznał.

Czytaj też: Gowin już nie musi być lojalny wobec PiS

„Wybory korespondencyjne to pomysł Bielana”

„O pomyśle przeprowadzenia wyborów korespondencyjnych dowiedziałem się z telefonu Adama Bielana” – przyznał we wtorek Jarosław Gowin. I rozwinął: „To był ostatni tydzień marca 2020 r. W mojej opinii to on [Bielan] był pomysłodawcą. Przedstawił tę propozycję mnie, przedstawił ją panu prezesowi Jarosławowi Kaczyńskiemu. Od początku podszedłem do tego pomysłu sceptycznie”.

Jego zdaniem organizacja wyborów korespondencyjnych była niemożliwa do zrealizowania w tak krótkim czasie. „Zainteresowałem się przebiegiem takich wyborów w Niemczech. Ich rzetelne przygotowanie wymagałoby wielu miesięcy, a nie kilku tygodni. Myślę, że świadomość tych trudności była szeroko znana także w kręgach PiS” – stwierdził.

„Wybory w mojej ocenie byłyby nielegalne, bo żeby doprowadzić do nich w tak krótkim czasie, należałoby naruszyć szereg ustaw” – mówił Gowin. Jego zdaniem przeczyłyby zasadzie, że organy państwa mogą działać w granicach prawa, i naraziłyby procedurę na brak powagi.

Gowin: Przygotowywano na mnie haki

Były wicepremier wyjaśnił też, że Jarosław Kaczyński stosunkowo szybko przychylił się do pomysłu zorganizowania wyborów kopertowych. „Potem dążył do ich przeprowadzenia aż do momentu, w którym doszedł do przekonania, że sprzeciw mój i części posłów Porozumienia doprowadzi do podtrzymania senackiego weta ws. wyborów kopertowych. Wtedy Jarosław Kaczyński przychylił się w rozmowie ze mną do rezygnacji z wyborów kopertowych. To był 5 albo 6 maja” – tłumaczył Gowin.

Mówił o licznych rozmowach, m.in. z udziałem Mateusza Morawieckiego, podczas których próbowano przekonać go do zmiany zdania. „Informowano mnie o działaniach prowadzących do próby skompromitowania mnie i znalezienia haków. Że są sprawdzane biznesy mojego syna. Byłem informowany, że w mojej sprawie sprawdzano akta prokuratorskie w całym kraju” – relacjonował Gowin. A także: „Po kilku miesiącach, gdy wróciłem do rządu, pan minister Ziobro w rozmowie w cztery oczy powiedział mi, że naciskano na niego, by wykorzystać przeciwko mnie prokuraturę, ale odmówił”.

Zapytany o reakcje Mateusza Morawieckiego i Jarosława Kaczyńskiego na opinie epidemiologów, były wicepremier odpowiedział, że obaj argumentowali, iż konstytucyjnym obowiązkiem rządu jest doprowadzenie do zorganizowania wyborów w terminie wskazanym przez marszałek Sejmu. Kaczyński i Morawiecki podnosili też, że wybory kopertowe nie powinny doprowadzić do wzrostu pandemii. „Różniliśmy się w tych sprawach” – przyznał Gowin.

Czytaj też: Czas rozliczyć PiS. Czy komisje śledcze sobie poradzą?

„Z Kosiniakiem-Kamyszem spotykałem się również nieformalnie”

„Nie reprezentowałem wtedy wszystkich posłów Porozumienia. Część z nich chciała wyborów kopertowych, a część z nich zachowała stanowisko lojalne wobec mnie i wobec Polski, bo racja stanu wymagała, by te wybory się nie odbyły” – wyznał Jarosław Gowin.

Waldemar Buda (PiS) chciał się dowiedzieć, czy Gowin otrzymywał od ówczesnej opozycji propozycje objęcia stanowiska marszałka Sejmu w zamian za zablokowanie wyborów kopertowych. Jarosław Gowin zaprzeczył. Także temu, że rozmawiał z opozycją o ewentualnym obaleniu ówczesnego rządu.

Wyznał, że próbował znaleźć rozwiązanie tej sytuacji z Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem, który – zdaniem Gowina – miał „najbardziej państwotwórcze podejście”. Przypomniał, że Porozumienie proponowało konstytucyjne wydłużenie prezydenckiej kadencji do siedmiu lat. Spotykał się z przedstawicielami Lewicy i Konfederacji.

„Z Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem spotykałem się również nieformalnie. W jednym z takich spotkań brał udział również ówczesny wicemarszałek Senatu Michał Kamiński. Do tego spotkania doszło w domu pana marszałka Kamińskiego, bo chciałem pilnie skonsultować pomysł jednego z ekspertów z panem Kosiniakiem-Kamyszem, który przebywał wtedy w domu pana Kamińskiego. Stąd spotkanie z oboma panami” – relacjonował.

Zdaniem Budy Gowin miał otrzymać od Radosława Sikorskiego propozycję premierostwa w wiadomości na elektronicznym komunikatorze. „Nie pamiętam, żeby tego typu propozycja padła, ale nie mogę tego wykluczyć. Moim celem było zapobieżenie wyborom kopertowym, a nie obalenie rządu. Państwo posłowie znakomicie pamiętacie, jaki był układ sił w parlamencie tamtej kadencji. Ewentualny nowy rząd musiałby być rządem od Grzegorza Brauna po posłów partii Razem. To pomysł dość karkołomny i nigdy bym się pod nim nie podpisał”.

PiS bał się Szymona Hołowni

„W obozie Zjednoczonej Prawicy nie obawiano się o wynik Małgorzaty Kidawy-Błońskiej. Obawiano się, że w drugiej turze mógł wygrać Szymon Hołownia” – przyznał Jarosław Gowin. W tym sensie, tłumaczył, potencjalna wymiana kandydata przez PO nie miała żadnego wpływu na podejmowane wówczas decyzje.

Zapytany przez Magdalenę Filiks (KO) o naciski na członków jego byłej partii i ataki medialne, m.in. doniesienia na temat jego zdrowia psychicznego w prorządowych mediach, odpowiedział: „Nie czułem się szantażowany, ale wiem o rozmowach, które odbywali posłowie Porozumienia z udziałem Mateusza Morawieckiego i Jarosława Kaczyńskiego. Ówczesna wiceminister Iwona Michałek została zaproszona przez premiera. Mateusz Morawiecki sugerował jej dymisję, jeżeli nie zgodzi się poprzeć wyborów kopertowych. Podobnie poseł Michał Wypij. Członkowie jego rodziny piastujący stanowiska w administracji państwowej byli namawiani, by zagłosował za wyborami kopertowymi”.

Gowina informowano też o działaniach wobec Jana Strzeżka, szefa jego gabinetu politycznego. Próbowano mu, jak twierdzi Gowin, postawić zarzuty karne.

Kaczyński bał się porażki Dudy

„W ultymatywnym tonie stawiano dalszą obecność Porozumienia w koalicji rządowej” – relacjonował Gowin. Nie mógł, jak wyjaśnił, przejść nad tym do porządku dziennego. „Do dżumy, jaką było organizowanie wyborów kopertowych w czasie pandemii, doszłaby cholera w postaci organizacji w tych warunkach wyborów parlamentarnych”.

O groźbach, które do niego docierały, informował Jarosława Kaczyńskiego i Mariusza Kamińskiego. Zaprzeczali, by służby prowadziły wobec niego działania.

„Scenariusz ogłoszenia stanu nadzwyczajnego był wielokrotnie dyskutowany na posiedzeniach rządu oraz na rozmowach politycznych z udziałem Jarosława Kaczyńskiego i innych osób” – wyznał Gowin, dodając, że prezes PiS bał się wyborczej porażki Andrzeja Dudy. Zdaniem Gowina wybory kopertowe załamałyby autorytet państwa w oczach obywateli, a wyłoniony w nich prezydent nie byłby uznawany za granicą.

„Jestem dumny, że przyłożyłem rękę do zablokowania wyborów kopertowych” – powiedział po kilku godzinach przesłuchań. Dodał, że ani on (wbrew insynuacjom członków komisji z PiS), ani Jarosław Kaczyński, podejmując wspólną decyzję o rezygnacji z wyborów kopertowych, nie kierowali się interesem PO.

Co bada komisja ds. wyborów kopertowych

Komisja śledcza została powołana przez Sejm do „zbadania i oceny legalności, prawidłowości oraz celowości działań podjętych w celu przygotowania i przeprowadzenia” wyborów prezydenckich w maju 2020 r. Rząd PiS ze względu na pandemię koronawirusa (ale przede wszystkim spadające sondaże) chciał przeprowadzić głosowanie korespondencyjne. Wybory się nie odbyły, a kosztowały budżet państwa 70 mln zł. Pakiety wyborcze zostały wydrukowane i przekazane Poczcie Polskiej. Dziś resort zapewnia, że wszystkie zniszczono, a dane obywateli nie zostały wykorzystane.

Siedlecka: Czy Morawieckiego da się osądzić za wybory kopertowe?

Zgodnie z decyzją sejmowej komisji śledczej z 22 grudnia 2023 r. na świadków, prócz Gowina, zostaną wezwani m.in. była marszałek Sejmu Elżbieta Witek, były premier Mateusz Morawiecki, były szef resortu aktywów państwowych Jacek Sasin, były szef KPRM Michał Dworczyk i prezes PiS Jarosław Kaczyński.

PiS reprezentują w komisji Waldemar Buda, Przemysław Czarnek, Paweł Jabłoński i Mariusz Krystian, KO – Magdalena Filiks, Dariusz Joński i Jacek Karnowski, PSL – Agnieszka Maria Kłopotek, Lewicę – Anita Kucharska-Dziedzic, Polskę 2050 – Bartosz Romowicz, Konfederację – Witold Tumanowicz. Pracom komisji przewodniczy Dariusz Joński. Jego zastępcami są Jacek Karnowski, Bartosz Romowicz i Waldemar Buda.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama