Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

II tura w Gorzowie to nie lada sensacja. Kandydaci lansują się na pożarze uczelni

Prezydent Gorzowa Wielkopolskiego Jacek Wójcicki Prezydent Gorzowa Wielkopolskiego Jacek Wójcicki Daniel Adamski / Agencja Wyborcza.pl
W Akademii im. Jakuba z Paradyża wybuchł pożar. Ogień jeszcze płonął, gdy jeden kandydat nagrywał filmik z apelem do premiera, jakby nie był już prezydentem miasta, a drugi wydawał oficjalne komunikaty, jakby prezydentem już był.

„W związku z ogromną tragedią, jaką jest pożar budynków Akademii Jakuba z Paradyża (AJP) na ul. Teatralnej, informuję, że jestem w stałym kontakcie z wojewodą Markiem Cebulą i marszałkiem Marcinem Jabłońskim” – napisał w mediach społecznościowych Piotr Wilczewski. Jacek Wójcicki odpowiedział apelem do premiera Tuska, żeby zadeklarował wsparcie w odbudowie. Szkopuł w tym, że Wilczewski jest szeregowym radnym, a Wójcicki urzędującym prezydentem. Ten pierwszy nie ma uprawnień, żeby pozostawać w „stałym kontakcie” z wojewodą i marszałkiem, ten drugi ma zaś uprawnienia do tego, żeby do premiera telefonować, pisać i składać wnioski, nie musi więc apelować w internecie.

„Ludzie, nie róbcie kampanii na pożarze” – to jeden z najłagodniejszych wpisów pod oboma postami. Wielu komentujących nie ma wątpliwości, że Wójcicki i Wilczewski robią to, co do nich nie należy, tylko dlatego, że w niedzielę 21 kwietnia zmierzą się w drugiej turze wyborów.

Wyborcy wybrali grill zamiast urny

Wynik wyborów 7 kwietnia był w Gorzowie nie lada sensacją. Rządzący miastem niezależny prezydent Wójcicki zdobył 49,24 proc. i po raz pierwszy musi stanąć do dogrywki. Wydawał się murowanym kandydatem do zwycięstwa w pierwszej turze, dlatego zarówno PO, jak i PiS miały kłopot ze znalezieniem silnych kontrkandydatów.

PO skazała „na pożarcie” Wilczewskiego. Jest menedżerem w firmie zajmującej się odnawialnymi źródłami energii, radnym od 2018 r., bardziej znanym z organizacji masowych biegów niż z samorządu czy polityki. Popłynął jednak na fali popularności PO i rządu Tuska, popracował w kampanii i nie dość, że wszedł do drugiej tury, to jeszcze osiągnął niezły wynik: 22,18 proc. (w 2018 kandydat PO miał 8,40, a w 2014 – 5,20 proc.). Wójcicki z kolei prowadził kampanię letnią (żeby nie powiedzieć: nudnawą), na dodatek – jak sam przyznaje w rozmowie z „Polityką” – wielu jego wyborców uznało, że i bez ich głosów już „pozamiatał”. W ciepłą niedzielę 7 kwietnia wybrało więc grill, a nie urnę.

Wynik pierwszej tury można jednak interpretować jako żółtą kartkę dla Wójcickiego. W 2014 r. został pierwszym prezydentem w Polsce wywodzącym się z ruchów miejskich. Miał 33 lata, pół jego życia Gorzowem rządził, a właściwie ręcznie sterował dawny miejski sekretarz PZPR. Gorzowianie liczyli na zmianę stylu sprawowania władzy, ale Wójcicki zaczął kupować przychylność mieszkańców od ręki, głównie darmowymi imprezami masowymi i koncertami gwiazd, zamiast cierpliwie inwestować w tkankę obywatelską. Szybko wytracił społecznikowski napęd i demokrację bezpośrednią wprowadzał bardziej pod presją niż z przekonania. Skutek jest taki, że Gorzów ma budżet obywatelski i miejskie konsultacje, ale społeczna energia sprzed dekady została roztrwoniona.

Do rangi symbolu urastają relacje Wójcickiego z ruchem miejskim, który w 2014 r. wyniósł go do władzy. Ich drogi rozeszły się, gdy ponad głowami aktywistów prezydent zatrudnił na eksponowanych stanowiskach własnych ludzi (w tym żonę sponsora kampanii), a nad prawo obywateli do informacji przedłożył interesy piarowca (nie ujawnił jego zarobków).

Niedawni sprzymierzeńcy stali się oponentami Wójcickiego, ten zaś już przy okazji kolejnych wyborów wstawił na listy ludzi, których głównym osiągnięciem jest to, że w radzie miejskiej zasiadają od wielu lat. Dziś po ruchu miejskim zostały w samorządzie zgliszcza – jeśli nie liczyć dynamicznej radnej (192 interpelacje w ostatniej kadencji) Marty Bejnar-Bejnarowicz. Dostała się do rady miasta, ale z list Trzeciej Drogi. Uchodziła za otwartą i twardą krytyczkę Wójcickiego, a ten we wtorek 16 kwietnia mianował ją miejskim architektem, co dowodzi, że liczy szable i nie uważa drugiej tury za rozstrzygniętą.

Przed drugą turą jeńców się nie bierze

W najbliższą niedzielę zmierzy się więc doświadczony prezydent z nieopierzonym pretendentem. Do tego pierwszego gorzowian mogą przekonać wielkie (w skali 115-tys. miasta) inwestycje, jak drogi czy obiekty sportowe, które powstały za jego czasów. To jednak zasługa nie tylko Wójcickiego, bo do Polski płynęła rzeka unijnych dotacji, o krajowe fundusze zabiegali też szukający poklasku politycy lokalnego PiS (m.in. Elżbieta Rafalska, twarz 500 plus). Wójcicki dziękował im wylewnie, fotografował się z rządowymi czekami, co w oczach wielu wyborców skleiło go z PiS. On sam uważa, że zachowuje równy dystans do obu głównych sił politycznych. Podliczył, że ściągnął do Gorzowa na różne projekty niemal równo po pół miliarda złotych od pisowskiego rządu (490 mln zł) i zarządzanego przez PO urzędu marszałkowskiego (502 mln zł).

Nie zmienia to faktu, że Wilczewski lansuje potrzebę zmiany, wprowadzenia do magistratu świeżej krwi i młodzieńczej energii (choć on ma 39, a Wójcicki 43 lata). – Sympatyczny, kontaktowy, ale niesamodzielny. Bez własnego zaplecza i silnej pozycji w partii rządziliby nim z tylnego siedzenia – mówi osoba znająca lokalne realia.

Z chęci podźwignięcia własnej rangi mogło wynikać facebookowe oświadczenie Wilczewskiego, że w sprawie pożaru pozostaje „w stałym kontakcie” z władzami regionu. Reporterowi „Polityki” nie potrafi wyjaśnić, w jakim to się dzieje trybie i na podstawie jakich przepisów. Zapewnia za to, że z wojewodą i marszałkiem się zna (są w tej samej partii), „bardzo przeżywa pożar uczelni” i „jest pod wrażeniem profesjonalizmu strażaków”.

Wójcicki z kolei publikował w sieci fotki z wyniesionym z pożaru sztandarem uczelni, a potem nagrał filmik z apelem do Tuska, który podbijają w internecie jego zwolennicy (że niby tak ostro stawia się premierowi) i przeciwnicy (że w bluzie z kapturem stylizuje się na Zełenskiego). Sam nie ma sobie nic do zarzucenia, bo – jak mówi – jego doświadczenie z wielkimi pożarami jako strażaka (od 25 lat jest ochotnikiem w OSP) i prezydenta (w 2017 r. w Gorzowie spłonęła wieża katedry) wskazuje, że trzeba kuć żelazo, póki gorące: – Liczą się emocje, a one są największe, gdy ogień jeszcze płonie. Po miesiącu trudno się przebić do świadomości rządzących krajem, dlatego chciałem skłonić pana premiera Tuska do publicznej deklaracji, że pomoże w odbudowie akademii.

– Trzeba wziąć poprawkę na to, że wielu wyborców całą wiedzę czerpie z mediów społecznościowych. Bez aktywizujących postów i bez filmików ani rusz – komentuje lokalny polityk spoza obu środowisk. I dodaje bez ogródek: – Przed drugą turą nie bierze się jeńców.

Wizyta w trybie wyborczym

Z nieoficjalnych informacji wynika, że sztabowcy Wilczewskiego stają na głowie, aby jeszcze przed ciszą wyborczą ściągnąć Tuska do Gorzowa. Wójcicki z jednej strony na to liczy, bo deklaracje wsparcia złożone na miejscu miałyby większą moc wiążącą, z drugiej obawia się, że to będzie wizyta „w trybie wyborczym”: premier wesprze kandydata swojej partii, a z prezydentem nawet się nie spotka.

Obawy nie są bezpodstawne. W poniedziałek 15 kwietnia Gorzów odwiedziła ministra nauki Barbara Nowacka, która wsparła Wilczewskiego, a na spotkanie w jednej ze szkół, która podlega miastu, nie zaproszono żadnego przedstawiciela urzędu miasta. Mimo to Wójcicki wysłał tam odpowiedzialną za oświatę wiceprezydent. – Nie odważyli się jej wygonić – mówi.

Prawdziwe intencje i skuteczność obu środowisk poznamy po wyborach i po tym, jak pomogą uczelni. Dla niej pożar ma wymiar tragedii. Nikt nie zginął (ucierpiało czterech strażaków), ale doszczętnie spaliły się dachy dwóch zabytkowych budynków przy ul. Teatralnej, olbrzymie zniszczenia odnotowano na piętrach tuż pod nimi, w trakcie gaszenia budynki zalała woda, spłonęły dokumenty i zaplecze dydaktyczne (zajęcia przeniesiono do innych obiektów).

Przyczyna pożaru nie jest jeszcze znana. Pewne jest to, że odbudowa potrwa kilka lat i akademia nie poradzi sobie z tym w pojedynkę. Obiekty były ubezpieczone, ale polisa zapewne okaże się za niska i na pieniądze trzeba będzie czekać. Miasto chce przekazać inny zabytkowy obiekt – byłą komendę policji w śródmieściu, a także 10 mln zł, wstępne szacunki mówią jednak o 150 mln zł strat. AJP rozpoczęła publiczną zbiórkę pieniędzy na obudowę. Gorzowianie, w tym politycy, potrafią się w takich sytuacjach zmobilizować, a efekty bywają zaskakujące – katedra doczekała się kompleksowego remontu i wygląda lepiej niż przed pożarem.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną