Misje komisji
Czy grozi nam recydywa PiS? Ukryte sensacje komisji śledczych: co ujawniono i co to dało
Nie tak łatwo śledzić sejmowe śledztwa. Wbrew pozorom nie jest to „polityczny samograj” ani nawet „brazylijska telenowela”, jak zdarza się stwierdzać komentatorom. Prędzej już ciężka orka, nierzadko na ugorze. Chyba że z góry postanowimy się skupić na warstwie czysto rozrywkowej – erystycznych popisach, złośliwościach, ozdobnikach: „panie członku”, „ja panu nie przerywałem” itd. Ale to trochę jak z wulgarnymi odzywkami w filmach z Bogusławem Lindą. Na początku bawiły, potem nużyły, wreszcie stały się obiektem kpin.
Jeśli jednak naprawdę chcemy coś zrozumieć z toczących się śledztw, to wymagane są konsekwencja i skupienie. Nie da się obserwować posiedzeń komisji z doskoku, jednym okiem, po łebkach. Wątków na ogół jest wiele i niestety częściej się mnożą, niż wyczerpują. Czasem odskakując w bok i prowadząc ku ślepym zaułkom, co nie ułatwia nawigacji. Przewijają się specjaliści z rozmaitych dziedzin, słychać różne żargony. Żeby więc cokolwiek ogarnąć, trzeba mieć jeszcze spore kompetencje.
No i któż miałby na to wszystko czas? Sama tylko komisja kopertowa odbyła w ubiegłym tygodniu dwa posiedzenia, w trakcie których przesłuchano czterech świadków. Łącznie zajęło to blisko 15 godzin. A do tego dwa kolejne przesłuchania przed komisją wizową. Byłoby i trzecie, gdyby stawił się wezwany Mariusz Kamiński, który jednak wybrał równoległą wizytę w prokuraturze. Chociaż co się odwlecze, to nie uciecze: w tym tygodniu byłego szefa MSW mamy oglądać dubeltowo w obu tych komisjach. I nie ma wątpliwości, że ta trzecia – od podsłuchiwania Pegasusem – też go wkrótce zaprosi. Na razie zawiesiła jednak prace, czekając na obiecane rewelacje z prokuratury. Tylko czy kolejny show z tym samym bohaterem zdoła jeszcze przykuć uwagę szerokiej publiczności?