Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Szmydt długo się kręcił na karuzeli władzy, coś tu nie gra. Po tym wstrząsie państwo musi się obudzić

Tomasz Szmydt Tomasz Szmydt Wojciech Olkuśnik / East News
Sprawa Tomasza Szmydta staje się coraz poważniejsza, a jej znaczenie wykracza daleko poza polityczną przepychankę pt. „i kto tu jest ruską onucą?”. Jak to możliwe, żeby ktoś tak niepewny i niepoważny tak długo i tak wysoko kręcił się na karuzeli władzy?

Tuż przed wyborami do Parlamentu Europejskiego najważniejszym tematem debaty publicznej stała się sprawa działającej w Polsce białorusko-rosyjskiej agentury, której wedle wszelkiego prawdopodobieństwa udało się zwerbować sędziego Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie Tomasza Szmydta. Sędziego, który z racji prowadzenia spraw dotyczących przyznania i odbierania certyfikatów dostępu do informacji niejawnych oraz tajemnic międzynarodowych posiada m.in. cenną dla naszych wrogów wiedzę o polskich oficerach i urzędnikach.

Nie wiadomo, co dokładnie robił i co wiedział Szmydt ani czy Rosjanie dzięki tej wiedzy zdołali kogoś zwerbować. I może nigdy się tego nie dowiemy w należytym stopniu. Tak czy inaczej, sprawa jest bardzo poważna zarówno z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa, jak i widzenia politycznego. I z pewnością nikt w Polsce nie chciał, aby to ona była w centrum uwagi w czasie kampanii. Skoro tak się stało, to znaczy, że zatańczyliśmy dziś tak, jak nam „Ruscy” zagrali. I to jest ich sukces, a nasza porażka.

Donald Tusk ostro o wschodniej agenturze

W czwartkowym przemówieniu w Sejmie, wygłoszonym podczas debaty nad odwołaniem ministry klimatu i środowiska Pauliny Hennig-Kloski, premier Donald Tusk w niezwykle mocnych słowach mówił o uleganiu przez rząd PiS wpływom wschodniej agentury. W zasadzie bez owijania w bawełnę oskarżył o realizowanie rosyjskich interesów byłego ministra obrony Antoniego Macierewicza, który torpedował niezbędne zakupy broni.

Reklama