Oferta na pierwszy rok:

4 zł/tydzień

SUBSKRYBUJ
Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 24,99 zł!

Subskrybuj
Kraj

Afera czy folklor polityczny PiS. Co nam pokazuje sprawa posła Szczuckiego

Krzysztof Szczucki Krzysztof Szczucki Maciej Wasilewski / Agencja Wyborcza.pl
Afer z udziałem PiS i jego akolitów jest tak wiele, że rewelacje na temat kolejnych nie budzą już wielkiego rezonansu społecznego. Tak to już jest, że czym większy złoczyńca, tym mniej oburzenia budzą jego pojedyncze czyny.

„Donald Tusk powiedział nieprawdę, to są fałszywe oskarżenia. Skieruję do prokuratury zawiadomienie o składaniu fałszywych oskarżeń wobec mnie”. Tak w wywiadzie dla Wirtualnej Polski Krzysztof Szczucki, urzędujący w ostatnich miesiącach władzy PiS prezes Rządowego Centrum Legislacji, a obecnie toruński poseł, odpowiedział na zarzuty sformułowane przez premiera. Zarzuty dotyczą nadużywania stanowiska i funduszy publicznych do prowadzenia i finansowania własnej kampanii wyborczej urzędnika. W świetle skandali z Funduszem Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry można powiedzieć o tej sprawie: banał. Przecież chodzi o „marne” 1,3 mln zł, które Szczucki miał wydać na fikcyjne zatrudnienie sześciu osób w swoim biurze oraz gadżety „promujące legislację” w jego okręgu wyborczym. Ciekawostka z dziedziny folkloru politycznego PiS czy jednak afera?

Morawiecki wpuścił go w maliny?

Szczucki nie jest bardzo ważnym politykiem. Działał raczej na zapleczu, np. redagując program PiS. Czemu więc sam premier wspomina o kimś takim? Chyba można wierzyć Donaldowi Tuskowi, że uczynił to tylko tytułem przykładu na codzienne borykanie się ministrów z bałaganem i domagającymi się wyjaśnienia nieprawidłowościami w poszczególnych resortach. Tym razem jednak sprawa być może potoczy się w sposób dla władzy niekorzystny.

W Rządowym Centrum Legislacji przeprowadzono wprawdzie audyt – i to na jego podstawie sformułowano zarzuty wobec Szczuckiego, zarzuty zresztą naprawdę poważne. Od strony etycznej sprawa wygląda bardzo źle, ale od strony prawnej nie jest to takie oczywiste. Poza tym nieczęsto się zdarza, aby bohaterem pisowskiej afery był doktor habilitowany prawa, a w dodatku osoba raczej kojarząca się z grupą fachowców pracujących merytorycznie na zapleczu rządu i partii, czyli ze względnie najlepszą częścią środowiska. Smaczku dodaje sprawie fakt, że Szczucki był ministrem (edukacji i nauki) – wprawdzie tylko w groteskowym „rządzie dwutygodniowym” Morawieckiego, ale zawsze. Można postawić pytanie, czy promowanie się za publiczne pieniądze było własną inicjatywą bezwzględnie posłusznego i oddanego partii Krzysztofa Szczuckiego, czy raczej „dobrą radą” zwierzchności? Może to Morawiecki wpuścił go w te maliny, a teraz go już nie wybroni?

Ale i premier Tusk nie jest tu na całkiem bezpiecznej pozycji. Czy są naprawdę silne przesłanki, żeby ogłaszać poważne nadużycie władzy, czy może premier został jednak wypuszczony na minę? Nie można tego całkiem wykluczyć. Bo pewną osobliwością sprawy Szczuckiego jest nie tylko dość poważny status zawodowy tego urzędnika, lecz również stanowczość, z jaką odrzuca zarzuty. Oto cytaty z wypowiedzi Szczuckiego dla Wirtualnej Polski:

„[…] wszyscy pracownicy Rządowego Centrum Legislacji, których prace nadzorowali naczelnicy i dyrektorzy, pracowali rzetelnie i uczciwie, realizując swoje obowiązki. […] nie wiem, skąd te kwoty, o których mówił Tusk. Takich kwot nikt w RCL nie zarabiał. Zarobki regulowało rozporządzenie premiera, które od wielu lat było niezmieniane. Kwota 900 tys. zł, o której mówił Tusk, musiałaby dotyczyć nie kilku, a co najmniej kilkudziesięciu osób. [odnośnie do gadżetów na kampanię] to bzdury wyssane z palca. […] Podobnie było z eventami: to nie były wydarzenia kampanijne, tylko RCL realizowało zgodnie z ustawą działania w obszarze edukacji legislacyjnej. Organizowaliśmy spotkania, seminaria, warsztaty dla legislatorów, przyszłych legislatorów, studentów. To były działania prowadzone przed kampanią”.

1,3 mln zł bez związku z „ustawowymi zadaniami RCL”?

Jednocześnie na poparcie słów Donalda Tuska mamy zapewnienia ministra jego rządu, szefa RCL w pierwszym i drugim gabinecie obecnego premiera, Macieja Bereka. Prawdopodobnie to on ujawnił sprawę Szczuckiego i zainteresował nią premiera. Berek pisze na X:

„Zatrudnienie 6 pracowników, którzy realnie nie świadczyli pracy na rzecz RCL, za to widoczni byli w aktywnościach »w terenie«, które były prezes RCL K. Szczucki prowadził w latach 2022-2023 – pewnie przez przypadek – w swoim przyszłym okręgu wyborczym. Gwałtowny wzrost liczby i kosztów wyjazdów prez. Szczuckiego do tego okręgu, wszystko finansowane z budżetu RCL. 20-krotny wzrost wydatków na gadżety reklamowe, które były wykorzystywane w okresie przedwyborczym. Prowadzenie przez RC: szkoleń i konferencji – gdzie? Też w woj. kujawsko-pomorskim. Na stronach RCL opublikowany został audyt wskazujący na wydatkowanie ok. 1,3 mln na cele pozostające bez związku z ustawowymi zadaniami RCL, a mogące być wiązane z przyszłym kandydowaniem prez. K. Szczuckiego z tego okręgu. Zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa zostało już w tej sprawie skierowane”.

Wnioski audytu dotyczą w głównej mierze powołanej decyzją Szczuckiego komórki urzędu, noszącej nazwę Wydział Edukacji i Komunikacji. Część pracowników tego wydziału prawie nie pojawiała się w urzędzie, a wątpliwości budziły takie kwestie, jak delegacje służbowe, wykorzystanie samochodów służbowych, pobieranie wynagrodzeń za pracę niemieszczącą się w zakresie zadań statutowych RCL, a przede wszystkim kwestia „organizacji wydarzeń poza siedzibą RCL, których założenia oraz faktyczny cel nie odpowiadały nałożonym obowiązkom ustawowym w zakresie prowadzenia działalności edukacyjnej i szkoleniowej polegającej na upowszechnianiu oraz popularyzowaniu wiedzy o legislacji oraz ujednolicaniu praktyki legislacyjnej”.

Co Matka Partia postanowi w sprawie Szczuckiego

Raport jest druzgocący, bo zawiera bardzo szczegółowe opisy (wraz ze zdjęciami!) wydarzeń organizowanych przez RCL w przyszłym okręgu wyborczym Szczuckiego, i to wydarzeń o jednoznacznie polityczno-propagandowym charakterze. Nie jest to zresztą zupełna nowość, bo np. Radio Zet już dawno informowało o politycznej aktywności ludzi RCL w woj. kujawsko-pomorskim. Autorzy raportu bardzo mocno podkreślają etyczny wymiar sprawy, wobec czego zapewnienia byłego prezesa RCL, że nie złamał prawa, brzmią (jak zawsze w takich przypadkach) niczym przysłowiowe „nic na mnie nie macie”. Przypomnijmy, że urzędnika obowiązuje nie tylko przestrzeganie prawa, lecz również etos urzędniczy oraz zwykła ludzka przyzwoitość. Jednak prokuratorzy i sędziowie zajmują się etyką dopiero wtedy, gdy widzą dowody na konkretne przestępstwo. I choć z pewnością na podstawie raportu można już orzec przynajmniej tyle, że Krzysztof Szczucki apolitycznym urzędnikiem – wystrzegającym się mieszania swej kariery urzędniczej z polityczną – nie był, to wartość procesowa ustaleń audytorów wcale nie jest oczywista. W Polsce nie jest łatwo oskarżyć i skazać urzędnika za nadużycie uprawnień, zwłaszcza w „miękkich” sprawach. A ta sprawa należy właśnie do kategorii „miękkich”, bo nie chodzi o kradzież, lecz wykorzystywanie publicznych środków do celów partyjnych.

Przypuszczalnie Szczucki zaczął komentować sprawę w mediach, zanim przeczytał raport. Być może dlatego jego wypowiedzi i odrzucanie oskarżeń przedstawiały się tak stanowczo. Kto wie, czy teraz, gdy raport już zna, przypadkiem nie podaruje sobie zapowiedzianego skierowania do prokuratury skargi na Donalda Tuska i jego „fałszywe oskarżenia”. A może pójdzie na całość? To się jeszcze okaże. Jak należy przypuszczać (znając świat PiS), nie on będzie decydował o strategii „rozgrywania” tej sprawy przez Matkę Partię. Tak czy inaczej, na dziś stanowisko Szczuckiego jest następujące (cytat, jakże by inaczej, z X):

„Panie premierze, nie obawiam się pana kłamliwych ataków. Wszystkie zarzuty wobec mnie są nieprawdziwe. Moje działania jako urzędnika państwowego zawsze były zgodne z prawem. Widać, że nie idzie panu rządzenie i spełnianie obietnic wyborczych, więc zajmuje się pan tym co potrafi najlepiej: tematami zastępczymi. Skieruję do prokuratury zawiadomienie o składaniu fałszywych oskarżeń przez pana i pana współpracowników”.

Siadamy z popcornem i patrzymy, co będzie dalej

Jak to się dziś mówi, siadamy z popcornem i patrzymy, co będzie dalej. Pewnie sprawa zniknie na dłużej w czeluściach prokuratorskich akt, a my pozostaniemy z pytaniem o politykę informacyjną rządu. Afer z udziałem PiS i jego akolitów jest tak wiele, że rewelacje na temat kolejnych nie budzą już wielkiego rezonansu społecznego. To okrutny paradoks, ale tak to już jest, że czym większy złoczyńca, tym mniej oburzenia budzą jego pojedyncze czyny.

A co do całokształtu, to po prostu chciałoby się, żeby taki ktoś po prostu zniknął nam z oczu. Jest obawa, że po kilku miesiącach, gdy w życiu publicznym niemalże dominowało pragnienie rozliczenia afer PiS, wchodzimy w fazę zbrzydzenia, w której nie będziemy już chcieli o tych aferach więcej słuchać. I chyba na to właśnie liczy PiS. A Donald Tusk i jego specjaliści od PR muszą się zastanowić, co z tym fantem zrobić. Czy mówić z wysokiej trybuny o wszystkim, ryzykując „rozmienienie się na drobne”, czy darować sobie „Szczuckich”, a skupić się na największych skandalach? Nie wiem, ale wierzę, że Tusk wie, co robi i co ma robić.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną