„Donald Tusk powiedział nieprawdę, to są fałszywe oskarżenia. Skieruję do prokuratury zawiadomienie o składaniu fałszywych oskarżeń wobec mnie”. Tak w wywiadzie dla Wirtualnej Polski Krzysztof Szczucki, urzędujący w ostatnich miesiącach władzy PiS prezes Rządowego Centrum Legislacji, a obecnie toruński poseł, odpowiedział na zarzuty sformułowane przez premiera. Zarzuty dotyczą nadużywania stanowiska i funduszy publicznych do prowadzenia i finansowania własnej kampanii wyborczej urzędnika. W świetle skandali z Funduszem Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry można powiedzieć o tej sprawie: banał. Przecież chodzi o „marne” 1,3 mln zł, które Szczucki miał wydać na fikcyjne zatrudnienie sześciu osób w swoim biurze oraz gadżety „promujące legislację” w jego okręgu wyborczym. Ciekawostka z dziedziny folkloru politycznego PiS czy jednak afera?
Morawiecki wpuścił go w maliny?
Szczucki nie jest bardzo ważnym politykiem. Działał raczej na zapleczu, np. redagując program PiS. Czemu więc sam premier wspomina o kimś takim? Chyba można wierzyć Donaldowi Tuskowi, że uczynił to tylko tytułem przykładu na codzienne borykanie się ministrów z bałaganem i domagającymi się wyjaśnienia nieprawidłowościami w poszczególnych resortach. Tym razem jednak sprawa być może potoczy się w sposób dla władzy niekorzystny.
W Rządowym Centrum Legislacji przeprowadzono wprawdzie audyt – i to na jego podstawie sformułowano zarzuty wobec Szczuckiego, zarzuty zresztą naprawdę poważne. Od strony etycznej sprawa wygląda bardzo źle, ale od strony prawnej nie jest to takie oczywiste.